Matura kontra sesja
Matura? Zobaczysz, co to sesja! – mówili. Czy się nie pomylili?
Trwa gorący okres matur. Co roku tysiące uczniów przystępuje
do egzaminu dojrzałości, a Internet zalewają memy związane z nauką do matury.
Co roku starsi koledzy – studenci – troskliwie pocieszają abiturientów
zapewniając, że na studiach matura
odbywa się co pół roku. Czy sesja naprawdę jest trudniejsza od matury?
Trzeba przyznać, że jest to całkiem trafne porównanie. Oczywiście pomijając wszystkie różnice w systemie nauczania i nauki do tych egzaminów. W końcu do matury uczymy się właściwie całe szkolne życie, a sesja obejmuje przedmioty nieraz całkowicie dla nas nowe, a na opanowanie materiału czasu jest niewiele. Sami jesteśmy sobie sterem, żeglarzem, okrętem i tylko od nas zależy kiedy zaczniemy się uczyć. Mnie ten rytm zdecydowanie bardziej odpowiada, sama najlepiej potrafię dobrać dla siebie odpowiednie tempo nauki.
Matura jest jednak jednakowa dla wszystkich, a każda sesja
jest inna. Każdy kierunek, każdy rok, to inny stopień trudności. Na którymś semestrze może przydarzyć się bardzo
przyjemna, niewymagająca sesja, aby pół roku później przeczołgać Cię tak, abyś
po zakończeniu egzaminów nie wiedział, jak się nazywasz. A materiał do egzaminu
może być naprawdę obszerny.
I o ile w przypadku matury pojawia się program, sylabusy, czuwa
nad tym pewien mechanizm i odpowiednie organy, to na egzaminie może wydarzyć
się wszystko. Bo wszystko zależy od prowadzącego, nawet gdy zdecyduje się na
opisanie zagadnień, które pojawią się na zaliczeniu i tak możesz spodziewać się
niespodzianek i rzeczy, o których nawet nie wspomnieliście na zajęciach, nie
pojawiły się w wyznaczonej literaturze, ani w zagadnieniach.
Dowolność pojawia się także przy sprawdzaniu prac. Są to
bardzo subiektywne oceny. Trudno byłoby powiedzieć, że zawsze sprawiedliwe,
zwłaszcza przy pytaniach otwartych. Ma to jednak sporo zalet, osoba, która nas
egzaminuje, wcześniej zwykle była naszym wykładowcą, a więc trochę już ją
znamy, wiemy na co zwraca uwagę. A jeśli egzaminatora poznajemy dopiero w dniu egzaminu, to i tak możliwe było
rozeznanie. Tutaj rodzi się także
niedogodność, jeśli trafimy na osobę niebywale ostrą lub lubiącą oblewać, to
tylko szczęście może nasz uratować. Z drugiej strony na egzaminie o wiele
więcej może także „ujść na sucho”, ale i za dobrą pracę możemy dostać ocenę
negatywną.
Wracając do matury - klucz odpowiedzi. Nic poza nim nie może zostać uznane. I o ile przy przedmiotach ścisłych może się to sprawdzać, to przy dziedzinach humanistycznych sprawa jest już trudniejsza. Wraz z nową maturą mieliśmy odejść od klucza i skupić się na argumentacji. Niestety nic takiego się nie stało. Jeśli w rozprawce powołamy się na inne przykłady, poprowadzimy inną argumentację niż ta, która znalazła się w kluczu - punkty zostaną nam odjęte. Czy rozstrzygając tezę postawioną w pytaniu, mamy czytać w myślach osoby, która układała klucz? Co jeśli w rozprawce powołamy się na inne argumenty, niż osoba pisząca klucz? To nie sprawdzanie wiedzy, ale granie w loterię - jakie założenia przyjmuje klucz. Może uda się wstrzelić? Niestety matura, tak jak i reszta systemu edukacji, zabija i karze za indywidualne myślenie.
Wracając do matury - klucz odpowiedzi. Nic poza nim nie może zostać uznane. I o ile przy przedmiotach ścisłych może się to sprawdzać, to przy dziedzinach humanistycznych sprawa jest już trudniejsza. Wraz z nową maturą mieliśmy odejść od klucza i skupić się na argumentacji. Niestety nic takiego się nie stało. Jeśli w rozprawce powołamy się na inne przykłady, poprowadzimy inną argumentację niż ta, która znalazła się w kluczu - punkty zostaną nam odjęte. Czy rozstrzygając tezę postawioną w pytaniu, mamy czytać w myślach osoby, która układała klucz? Co jeśli w rozprawce powołamy się na inne argumenty, niż osoba pisząca klucz? To nie sprawdzanie wiedzy, ale granie w loterię - jakie założenia przyjmuje klucz. Może uda się wstrzelić? Niestety matura, tak jak i reszta systemu edukacji, zabija i karze za indywidualne myślenie.
Samo sprawdzanie prac to kilkunastogodzinne przekopywanie
się przez kolejne arkusze. Czy nauczyciele, którzy przez cały dzień zajmują się
sprawdzaniem rozprawek, cały czas oceniają je z takim samym zaangażowaniem jak
na początku? Czy jest fizycznie możliwe, aby po kilku godzinach czytania
różnych argumentacji na te same tematy, zachować świeżość umysłu i na każdą
kolejną rozprawkę patrzeć tak samo obiektywnie? Czy możliwe jest, aby przez cały dzień czytając długie, wymagające uwagi
rozprawki, pozostać niezmiennie skupionym? Czy nie zamienia się to w
mechaniczne szukanie w pracach punktów, które wymaga klucz, do przyznania
punktów?
Matura jest zdecydowanie bardziej „ostateczna”. W końcu od
niej zależy na jakie studia się dostaniemy. Jeżeli nie zdamy matury, to na jej poprawę musimy czekać okrągły rok.
Jeśli jednak noga powinęła nam
się tylko z jednego przedmiotu, możemy przystąpić do sierpniowej poprawki, ale
rekrutacja na studia i tak nas ominie.
I o ile osobiście mam wrażenie, że aby matury nie zdać, to
trzeba naprawdę się postarać, to napisanie jej dobrze, jest już sporym
wyzwaniem. Zabrakło Ci paru punktów rekrutacyjnych? Na poprawę przedmiotu trzeba
czekać okrągły rok.
A studia? Bez spiny, są drugie terminy! Każdy egzamin można poprawić w sesji poprawkowej, a potem nawet i kolejny i kolejny raz, z małym haczykiem, bo ta opcja jest dodatkowo płatna i ma nieszczególnie przyjemną nazwę – warunek.
Na studiach poza drugim terminem, warunkiem, mamy w końcu
egzamin komisyjny. Na maturze, po poznaniu wyników możemy poprosić o wgląd do
naszej pracy, a następnie napisać odwołanie. Podobno coraz częściej zdarza się,
że komisja faktycznie odniesie się do naszych „zarzutów”. Do niedawna
standardem było jednak pismo zapewniające, że sztab ekspertów pochylił się nad
naszą pracą i wszystko jest w porządku. Ani pół słowa odnoszącego się do
naszego wniosku, czy uzasadnienia.
Matura to egzamin, który sprawdza „podstawy” wiedzy z
różnych przedmiotów. Sesja, to egzaminy z już wyspecjalizowanych przedmiotów,
które przynajmniej w teorii osoby podchodzące powinny interesować, a więc
przyjemniej i łatwiej powinno się do nich uczyć.
Ilość egzaminów w sesji jest bardzo różna, ale może być ich
nawet tylko parę. Na maturze jest to minimum sześć: polski i angielski
(pisemne i ustne), matematyka i przedmiot rozszerzony. Do tego terminu egzaminów ustala się z wykładowcą, więc można je racjonalnie rozłożyć, czy
skończyć sesję wcześniej i cieszyć się dłuższymi wakacjami.
Jednocześnie w moim odczuciu sesja to druga część maratonu,
poprzedzające je kolokwia i zaliczenia mogą dać jeszcze większy wycisk, a
przystępując do decydującego biegu, można być już naprawdę zmęczonym. Tutaj
jednak wchodzimy w zupełnie inny temat porównujący system nauki w szkole i na
studiach, a to już kwestia innego wpisu.
I choć oczywiście sesja sesji nierówna i na różnych
kierunkach jej poziom może być bardzo zróżnicowany, to porównanie jej z maturą,
jest dość trafne.
Jakie jest Wasze zdanie? Co jest trudniejsze? Jakie inne różnice między sesją a maturą
przychodzą Wam do głowy? Który z egzaminów jest trudniejszy, bardziej
stresujący?





Zobacz także:
![]() |
Matura to bzdura? |
Swoja maturę dobrze pamiętam, łatwa nie była! Na studiach też nie było sielsko, nie było tylu podejść poprawkowych co teraz, jedna poprawka i komis. Sama sie dziwię, jak zdawałam w jednym semestrze 6-7 egzaminów!
OdpowiedzUsuńzdecydowanie matura przy sesji, to był pikuś!:)
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała wrócić do liceum ^^
OdpowiedzUsuńOgólnie zgadzam się mniej więcej ze wszystkim co napisałaś, a szczególnie z tym, że nie tylko powiedzmy sesja zimowa i letnia na jednym kierunku może być bardzo różna (ja w tym roku miałam w sumie w zimowej jeden naprawdę duży egzamin, w tej mam 3 z tego jeden roczny, jeden z dwóch lat i jeden z semestru), ale pomiędzy poszczególnymi kierunkami bardzo, bardzo się różni. A egzaminator na studiach egzaminatorowi też nierówny.
Myślę, że wszystko zależy też od kierunku studiów ;) Jednak w moim przypadku matura to był pikuś w porównaniu z każdą jedną sesją :D Nie dość, że pisałam kilka takich matur w ciągu jednej sesji to jeszcze miałam mini-matury ustne :D Tak to jest na studiach językowych ;)
OdpowiedzUsuńMatura to 'bułka z masłem' w porównaniu do sesji, oczywiście wszystko zależy od rodzaju studiów, ale ja akurat kończyłam kierunek, gdzie przedmioty były dość różnorodne i trudne:)
OdpowiedzUsuńKiedy już miałam pierwszą sesję to wiem ,że matura obok to pikuś :D
OdpowiedzUsuńJa tam się licytować nie będę :) Kiedy miałam zdawać maturę - ona wydawała mi się najstraszniejsza, kiedy sesję - ona, kiedy licencjat - on, kiedy magisterkę - ona. Teraz mam kolejne rzeczy, które wydają mi się jeszcze straszniejsze :)
OdpowiedzUsuńprzy maturze stresowałam się bardzo, szczególnie przy tej ustnej. A jeśli chodzi o sesje, to można przywyknąć :D haha :D
OdpowiedzUsuńJa maturę mam dopiero przed sobą, ale tak jak piszesz - są to podstawy wiedzy i moim zdaniem nie ma się czym stresować. Denerwują mnie tylko te klucze przy pracach pisemnych i niektórych zadaniach otwartych. Wiem, że będę pisała rozszerzenie z języka angielskiego i polskiego, więc boję się, że mogę nie trafić z argumentami. Klucze odpowiedzi do rozprawek to naprawdę chory pomysł. Skąd maturzyści mają wiedzieć, co siedziało w głowie osoby w czasie układania przez nią rozwiązań.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jestem pewna, że sesje będą trudniejsze :)
Ja niestety nie wiem jak wyglądają sesje, bo ich nigdy nie miałam. Od razu po liceum, po maturze wyjechałam do Szkocji. I na swoim kierunku mam też egzaminy z danego przedmiotu i myślę, że trochę pod sesję można to podpiąć. Niektóre są łatwiejsze, inne trudniejsze zależy co się trafi, ale jeszcze nie miałam takiego przypadku, żebym musiała zdawać w drugim terminie, na szczęście udaje mi się zaliczać wszystko za pierwszym razem.
OdpowiedzUsuńogólnie, hm coż mogę powiedzieć... trudno to ze sobą zestawić, ale każdy kto wybiera się na studia a przeraża go matura musi mieć świadomość tego, co czeka go podczas sesji ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się,że juz od sawna msm to za sobą ☺
OdpowiedzUsuń