Matura to bzdura?

Polski system edukacji wymaga
poważnych zmian. Z tym stwierdzeniem zgadzają się prawie wszyscy: nauczyciele,
uczniowie, rodzice, a nawet politycy. Ta zgodność kończy się jednak, gdy
przechodzimy do konkretnych rozważań. Jakie wprowadzić reformy i jak
sprawić, by przyniosły pożądane rezultaty?
Wciąż jednak, wydaje się, że
wszystkie te wysiłki prowadzą do tego, aby uczniowie dobrze zdali egzamin
dojrzałości. Niezmiennie jednak, pojawiają się głosy, że matura to
bzdura!
Pod takim tytułem kilka lat temu powstał program w serwisie
YouTube. Początkowo prowadzony był przez Kubę Jankowskiego, który udowadniał,
że matura, to właśnie bzdura. Trzeba przyznać, że robił to niezwykle skutecznie
i efektownie. Z pewnością znacie ten kanał, ale w gwoli formalności napiszę, że
w programie tym przepytywano przypadkowe osoby z wiedzy na różne, podstawowe
tematy. Program miał uwodnić, że posiadanie matury nic nie znaczy, wcale nie
jest świadectwem na posiadaną przez nas wiedzę. Bo już kilka lat, a nawet
miesięcy po jej zdaniu, niewiele pamiętamy z materiału, który musieliśmy do
niej wkuwać. Niejako przy okazji,
okazało się, że Polacy nie znają odpowiedzi także na bardzo proste i podstawowe
pytania, nie tylko z zakresu maturalnego, ale życia codziennego. Chętnie oglądaliśmy kolejne odcinki i śmialiśmy
się z niewiedzy uczestników programu, ale czy przed kamerą, w stresie,
potrafilibyśmy bezbłędnie odpowiedzieć na wszystkie pytania?
W ostatnich latach polskie szkoły
były wciąż bombardowane kolejnymi reformami edukacyjnymi, jednak żadna z nich
tak naprawdę nawet nie dotknęła istoty problemów polskich szkół. Przynosiły
tylko dezorientację i niepokój uczniów, mnożyły wydatki ich rodziców. Zmieniająca się władza ma nowe pomysły, które wprowadza
często nie oglądając się na uczniów. Tak było na przykład z obniżeniem wieku
obowiązku szkolnego, które zaserwowało nam PO, czy pomysłem likwidacji gimnazjów, które początkowo zapowiadało PIS.
Niezmiennie jednak proces
obowiązkowej edukacji prowadzi do wieńczącego 12 lub 13 lat nauki egzaminu –
matury. Ten egzamin również ulegał wielu zmianom i modyfikacjom, a ja zdając
maturę w 2015 roku jestem przedstawicielką rocznika, który był kolejną grupą
królików doświadczalnych. Jeszcze parę miesięcy przed egzaminem dojrzałości nie
wiedzieliśmy jak będzie wyglądał nasz egzamin ustny z języka polskiego, ponieważ
Ministerstwo nie zdążyło przekazać takich informacji. Swoje żale związane z tym tematem wylewałam
zresztą w ubiegłorocznym wpisie na ten temat.
Dziś chciałabym jednak pochylić się nad samym egzaminem dojrzałości, jego sensem. Z założenia matura ma sprawdzić czego nauczyliśmy się przez 3 lata nauki w liceum lub 4 technikum. Właściwie sprawdza naszą wiedzę i umiejętności, które nabyliśmy w całym procesie edukacji. Od tych kilku egzaminów zależy cała nasza przyszłość. Z pewnością sam egzamin, a właściwie egzaminy są bardzo stresujące, głównie dlatego, że straszono nas nimi przez parę lat. Wiemy, że teraz ważą się nasze losy, nasza przyszłość zależy od tego, co napiszemy na arkuszu. Od wyników matur zależy przyjęcie nas na studia. Same uczelnie podnoszą, że nie jest to dla nich wygodne rozwiązanie. Matury nie kładą nacisku na zagadnienia, które interesuje daną uczelnie, dlatego zapewne wolałyby przywrócić egzaminy na studia. Wydaje mi się, że to byłoby dobre rozwiązanie, przy takim egzaminie uczelnia podaje konkretne zagadnienia, materiału do nauki jest mniej i od razu wiemy, co naprawdę jest ważne. Takie rozwiązanie ułatwiłoby także zmianę wyboru ścieżki kariery. Dziś musimy zadeklarować wybór rozszerzonych przedmiotów najpóźniej na początku drugiej klasy liceum. Co prawda ostateczna decyzja, jakie przedmioty będziemy zdawać na maturze - wypełnienie deklaracji maturalnej - to połowa trzeciej klasy, ale trudno jest samemu przygotować się do egzaminu na poziomie rozszerzonym. O ile w przypadku niektórych przedmiotów można poradzić sobie samemu, to trudno jest mi wyobrazić sobie samodzielne przygotowanie na przykład do matematyki, czy fizyki. W takim wypadku potrzebne są korepetycje. A zmiana rozszerzonych przedmiotów w trzeciej klasie liceum jest właściwie niemożliwa. Gdyby jednak przeprowadzane były egzaminy na studia - tego problemu po prostu by nie było.
Oczywiście nie wszyscy przywiązują do matury, aż taką wagę, część zdających w ogóle nie przejmuje się owym egzaminem i wcale nie zależy im na jego zdaniu. No właśnie, prawie 1/3 wszystkich przystępujących maturę oblewa. Powiedzmy sobie szczerze – jest to zatrważający wynik, bo aby uzyskać wynik „pozytywny” wystarczy uzyskać 30% z języka polskiego, angielskiego i matematyki. Od ubiegłego roku należy przystąpić także do jednego przedmiotu w zakresie rozszerzonym, ale nie można go nie zdać, uzyskując nawet 1% punktów, nic się nie dzieje. Najwięcej trudności sprawia oczywiście matematyka. Nie jestem umysłem ścisłym i matematyka nie jest moją najmocniejszą stroną, ale muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie jak można oblać maturę z matematyki. Dodatkowo na egzaminie dostajemy kalkulator i kartę wzorów – ściągę ze wszystkimi potrzebnymi nam informacjami. Jest to trochę śmieszne, równie dobrze można na języku polskim podarować piszącym ściągawki ze streszczeniami lektur, zdającym historię – kalendarium wydarzeń. Mimo tego, że uczniowie dostają do ręki rozwiązania znacznej części zadań, wciąż nie potrafią wyskrobać 30%. Ciekawa jestem jakim cudem zostali w ogóle dopuszczeni do matury, bo na zaliczenie sprawdzianu w niektórych szkołach potrzebne jest aż 50% poprawnych odpowiedzi. Nie każdy jednak musi mieć maturę i z tym się zgadzam, ale rozpaczania uczniów, że matematyka jest zbyt trudna, przepraszam, ale są śmiesznie. Ubiegłoroczny egzamin z matematyki, który pisałam, był banalny. Po prostu nie mógł być prostszy. Nie wiem, co powinno się w nim znaleźć, aby zdający, a właściwie oblewający, byli zadowoleni.
Jest to jednak bardzo niesprawiedliwe, bo osoba, która uwielbia czytać książki, wszystkie lektury zna na pamięć, może nie mieć takiego szczęścia, trafić na pytanie, które jej „nie przypasuje” i zdobędzie znacznie gorszy wynik. Trafi na taki temat, że nie będzie potrafiła wybrnąć z sytuacji. Z drugiej jednak strony nie tylko znajomość lektur jest kluczem do sukcesu, ale również zdolność radzenia sobie w takich sytuacji, „szycia”, improwizacji. Czasami to ostatnia deska ratunku. Ustna matura jednak do niczego się nie liczy, ale podobnie jest z innymi egzaminami.
Inną sprawą jest sposób oceniania. Mimo szumnych zapowiedzi ministerstwa, sprawdzanie matur znów opierało się wyłącznie na kluczu. Nie liczyło się myślenie, ale trafienie z odpowiedzią w to, co zapisano w wytycznych dla sprawdzających. Jest to bardzo krzywdzące, a nawet głupie, bo za dobrą odpowiedź można otrzymać zero punktów.
Kolejnym absurdem jest sposób odwoływania się od wyników matury. Okręgowe Komisje Egzaminacyjne bardzo niechętnie przyznają się do błędów, a wystąpienie do nich z takim wnioskiem traktują jako atak. Standardowo na pismo z wnioskiem o zmianę punktacji, otrzymujemy list z informacją, że sztab ekspertów nachylił się nad naszą pracą i stwierdził, że komisja się nie myli.
Jednakże matura to egzamin, do którego po prostu trzeba podejść i go zdać. Chyba, że jesteśmy wybitnie utalentowani w jakiejś dziedzinie, już mamy dobrą pracę i sam papierek nie będzie nam do niczego potrzebny. Jednak większość z nas nie ma takiego szczęścia i maturę po prostu trzeba mieć.
Dlatego, mimo że matura wcale nie spełnia swojej roli i nie sprawdza wiedzy, jest pewnego rodzaju minimum.
Dziś chciałabym jednak pochylić się nad samym egzaminem dojrzałości, jego sensem. Z założenia matura ma sprawdzić czego nauczyliśmy się przez 3 lata nauki w liceum lub 4 technikum. Właściwie sprawdza naszą wiedzę i umiejętności, które nabyliśmy w całym procesie edukacji. Od tych kilku egzaminów zależy cała nasza przyszłość. Z pewnością sam egzamin, a właściwie egzaminy są bardzo stresujące, głównie dlatego, że straszono nas nimi przez parę lat. Wiemy, że teraz ważą się nasze losy, nasza przyszłość zależy od tego, co napiszemy na arkuszu. Od wyników matur zależy przyjęcie nas na studia. Same uczelnie podnoszą, że nie jest to dla nich wygodne rozwiązanie. Matury nie kładą nacisku na zagadnienia, które interesuje daną uczelnie, dlatego zapewne wolałyby przywrócić egzaminy na studia. Wydaje mi się, że to byłoby dobre rozwiązanie, przy takim egzaminie uczelnia podaje konkretne zagadnienia, materiału do nauki jest mniej i od razu wiemy, co naprawdę jest ważne. Takie rozwiązanie ułatwiłoby także zmianę wyboru ścieżki kariery. Dziś musimy zadeklarować wybór rozszerzonych przedmiotów najpóźniej na początku drugiej klasy liceum. Co prawda ostateczna decyzja, jakie przedmioty będziemy zdawać na maturze - wypełnienie deklaracji maturalnej - to połowa trzeciej klasy, ale trudno jest samemu przygotować się do egzaminu na poziomie rozszerzonym. O ile w przypadku niektórych przedmiotów można poradzić sobie samemu, to trudno jest mi wyobrazić sobie samodzielne przygotowanie na przykład do matematyki, czy fizyki. W takim wypadku potrzebne są korepetycje. A zmiana rozszerzonych przedmiotów w trzeciej klasie liceum jest właściwie niemożliwa. Gdyby jednak przeprowadzane były egzaminy na studia - tego problemu po prostu by nie było.
Oczywiście nie wszyscy przywiązują do matury, aż taką wagę, część zdających w ogóle nie przejmuje się owym egzaminem i wcale nie zależy im na jego zdaniu. No właśnie, prawie 1/3 wszystkich przystępujących maturę oblewa. Powiedzmy sobie szczerze – jest to zatrważający wynik, bo aby uzyskać wynik „pozytywny” wystarczy uzyskać 30% z języka polskiego, angielskiego i matematyki. Od ubiegłego roku należy przystąpić także do jednego przedmiotu w zakresie rozszerzonym, ale nie można go nie zdać, uzyskując nawet 1% punktów, nic się nie dzieje. Najwięcej trudności sprawia oczywiście matematyka. Nie jestem umysłem ścisłym i matematyka nie jest moją najmocniejszą stroną, ale muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie jak można oblać maturę z matematyki. Dodatkowo na egzaminie dostajemy kalkulator i kartę wzorów – ściągę ze wszystkimi potrzebnymi nam informacjami. Jest to trochę śmieszne, równie dobrze można na języku polskim podarować piszącym ściągawki ze streszczeniami lektur, zdającym historię – kalendarium wydarzeń. Mimo tego, że uczniowie dostają do ręki rozwiązania znacznej części zadań, wciąż nie potrafią wyskrobać 30%. Ciekawa jestem jakim cudem zostali w ogóle dopuszczeni do matury, bo na zaliczenie sprawdzianu w niektórych szkołach potrzebne jest aż 50% poprawnych odpowiedzi. Nie każdy jednak musi mieć maturę i z tym się zgadzam, ale rozpaczania uczniów, że matematyka jest zbyt trudna, przepraszam, ale są śmiesznie. Ubiegłoroczny egzamin z matematyki, który pisałam, był banalny. Po prostu nie mógł być prostszy. Nie wiem, co powinno się w nim znaleźć, aby zdający, a właściwie oblewający, byli zadowoleni.
Nowa matura z 2015 roku wzbudzała
jednak najwięcej kontrowersji, jeśli chodzi o ustny egzamin z języka polskiego.
Osobiście odczuwam to jako dużą niesprawiedliwość. Poprzednie roczniki przygotowywały
prezentacje, same wybierały temat i książki, o których chcą opowiadać. Zdanie
takiego egzaminu było formalnością. Od 2015 roku wróciła stara formuła –
uczniowie losowali pytanie. Jedno pytanie. Jeśli nie znałeś odpowiedzi –
przykro mi, ale nie zdajesz. Pytania dotyczyły zarówno lektur, jak i gramatyki.
W całej Polsce egzaminy odbywały się przez kila dni i każdego dnia pojawiała
się nowa pula pytań. Miało to zapobiec temu, aby uczniowie wymieniali się
pytaniami, a w rezultacie Ci zdający w ostatnich dniach znaliby już pytania i
mieli dużo łatwiej, niż Ci na początku. To oczywiście się nie udało. Faktycznie
każdego dnia pojawiały się inne pytania, ale jednego dnia w całej Polsce
udostępniana była pula pytań, kiedy ktoś już zdał i wrzucał na specjalnie
stworzone grupy na Facebooku. W ten sposób osoby zdające w późniejszych
godzinach znały już właściwie wszystkie pytania, jakie pojawiły się w szkołach
w całej Polsce. W niektórych szkołach egzaminy zaczynały się po południu, a
więc uczniowie przychodząc na egzamin spokojnie mogli przejrzeć pytania w Internecie,
a nawet przygotować się, jeśli coś ich zaskoczyło. Jeśli jesteśmy już przy samych pytaniach, to
trzeba przyznać, że były one bardzo zróżnicowane: pojawiały się bardzo trudne,
ale i tak banalne, że zastawialiśmy się, czy komuś nie zapodziały się
zagadnienia z podstawówki.
Różnice
między językiem mówionym, a pisanym.
Zabawa
językiem. Co w języku polskim sprawia trudność?
Etykieta
i netykieta językowa na podstawie fragmentu tekstu kultury i własnych
doświadczeń.
Manipulacja
językowa jako łamanie zasad etycznych.
Wpływ
reklamy na dzisiejszy świat, na społeczeństwo.
Tutaj przechodzimy do właściwej
części moich rozważań, jeśli chodzi o sens matury, która jest po prostu niesprawiedliwa
i w żaden sposób nie pokazuje prawdziwej wiedzy ucznia, czego jestem doskonałym
przykładem.
Nie ma się czym chwalić, ale w
czasie trwania liceum nie przeczytałam zbyt wielu szkolnych lektur, przed
egzaminem czytałam streszczenia, opracowania lektur „z gwiazdką”, w
pozostałe zagłębiałam się mniej lub bardziej dokładnie. Wybrałam kilka dosyć
mocno uniwersalnych i do tych przyłożyłam się najbardziej. Moje przygotowania
objęły także przeglądnięcie epok literackich, czy środków stylistycznych. Muszę
przyznać, że język polski był jedynym podstawowym przedmiotem, do którego się
przygotowałam, co prawda weekend przez maturą, ale jednak! Wylosowałam pytanie, które brzmiało: ‘Parabola
w tekstach kultury”. Miałam odwołać się do podanego wiersza Wisławy
Szymborskiej i innych przykładów
literackich. Dobrze byłoby wiedzieć, czym
właściwie jest ta parabola i dlaczego na języku polskim męczą mnie matematyką.
W końcu jednak się udało, nastąpiło olśnienie i zdałam ustną maturę z języka
polskiego z bardzo dobrym wynikiem –
lepiej być nie mogło.
Jest to jednak bardzo niesprawiedliwe, bo osoba, która uwielbia czytać książki, wszystkie lektury zna na pamięć, może nie mieć takiego szczęścia, trafić na pytanie, które jej „nie przypasuje” i zdobędzie znacznie gorszy wynik. Trafi na taki temat, że nie będzie potrafiła wybrnąć z sytuacji. Z drugiej jednak strony nie tylko znajomość lektur jest kluczem do sukcesu, ale również zdolność radzenia sobie w takich sytuacji, „szycia”, improwizacji. Czasami to ostatnia deska ratunku. Ustna matura jednak do niczego się nie liczy, ale podobnie jest z innymi egzaminami.
Inną sprawą jest sposób oceniania. Mimo szumnych zapowiedzi ministerstwa, sprawdzanie matur znów opierało się wyłącznie na kluczu. Nie liczyło się myślenie, ale trafienie z odpowiedzią w to, co zapisano w wytycznych dla sprawdzających. Jest to bardzo krzywdzące, a nawet głupie, bo za dobrą odpowiedź można otrzymać zero punktów.
Kolejnym absurdem jest sposób odwoływania się od wyników matury. Okręgowe Komisje Egzaminacyjne bardzo niechętnie przyznają się do błędów, a wystąpienie do nich z takim wnioskiem traktują jako atak. Standardowo na pismo z wnioskiem o zmianę punktacji, otrzymujemy list z informacją, że sztab ekspertów nachylił się nad naszą pracą i stwierdził, że komisja się nie myli.
Matura nie sprawdza naszych umiejętności, ani wiedzy. Wiele zależy od naszego szczęścia, czy trafimy na pytania, które nam "przypasują", ale już po kilku miesiącach zapomnimy większość materiału, który był sprawdzany podczas egzaminu.
Jednakże matura to egzamin, do którego po prostu trzeba podejść i go zdać. Chyba, że jesteśmy wybitnie utalentowani w jakiejś dziedzinie, już mamy dobrą pracę i sam papierek nie będzie nam do niczego potrzebny. Jednak większość z nas nie ma takiego szczęścia i maturę po prostu trzeba mieć.
Dlatego, mimo że matura wcale nie spełnia swojej roli i nie sprawdza wiedzy, jest pewnego rodzaju minimum.
Jest dokładnie tak jak napisałaś. Matura wcale nie weryfikuje nabytej wiedzy, ani tym bardziej umiejętności. I owszem, jest to minimum, które trzeba spełnić. Bywa też niesprawiedliwe i krzywdzące, ale cóż. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że raczej prędzej niż później system się zmieni.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany tekst.
Pozdrawiam :)
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam! :)
UsuńTo prawda, że matura nie sprawdza naszej wiedzy. Wszytskiego uczą nas pod kątem matury, a nie wiedzy i to jest przykre.
OdpowiedzUsuńMatura jak matura, tak naprawdę nie jest to wcale tak ostateczny egzamin i istotny jak mogłoby się wydawać.
Ja jestem ścisłowcem. W liceum wybrałam klasę mat-fiz-chem. Chciałam rozwijać się dalej w tym kierunku. A tu niespodzianka: po zakończeniu rekrutacji okazało się, że moja klasa nie powstanie. Miała być pod patronatem AGH i brakowało 3 osób do wymaganej liczby uczniów. I choć dyrekcja wiedziała jak sprawa wygląda i tak przeprowadzili rekrutacje z nadzieją, że dostanie się ktoś z drugiego wyboru. Wyszło jak wyszło, my zostaliśmy dosłownie na lodzie. Wszystkie klasy w mieście były już pełne, nawet w miastach sąsiadujących. Wylądowałam, więc na pol-hist-wos. Do matury podstawowej z maty w ogóle się nie uczyłam, na rozszerzenie zaczęłam się uczyć tydzień przed. Zdałam na 100%. I w sumie nawet później się śmiałam, że teraz jestem humanem i ścisłowcem w jednym.
Tak czy siak edukacja w Polsce wymaga wielkie reformy. Powinna kształcić i zainteresować, a nie zmuszać do zdawania i uczenia się niepotrzebnych informacji.
Pozdrawiam :)
Zdawałam maturę w 2007 i wtedy dopiero jaja były :) Jedyny rok, kiedy obowiązywała amnestia Giertycha :D Po tym nieudanym doświadczeniu, zdaje się, że on opuścił stanowisko ministra. Zawsze coś kombinują, co ma pomóc a jednak no średnio, bo bardziej krzywdzi. Po tylu latach już jednak mam mgliste wspomnienia matury, egzaminy szkolne i studenckie są niczym w porównaniu z egzaminem z życia, do którego nikt nas nie przygotował :(
OdpowiedzUsuńCzytając Twój wpis zauważyłam, że zdawałaś w zeszłym roku maturę. Ja jestem tegoroczną maturzystką. Mam do Ciebie pytanie w związku z maturą ustną. Napisałaś, że wylosowałaś motyw paraboli. Można wiedzieć do jakich tekstów kultury odwołałaś się? Oczywiście oprócz Dżumy? I jaki to był wiersz Wisławy Szymborskiej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Musiałam odnieść się do wiersza "Przypowieść" - https://poema.pl/publikacja/1272-przypowiesc
UsuńNa początku powiedziałam kilka słów wstępu - zdefiniowałam pojęcie. Potem przeszłam do interpretacji wiersza, następnie omówiłam alegoryczność "Dżumy", a ostatni przykład to "Harry Potter". Nie byłabym sobą, gdybym nie przemyciła tej serii! :P Te książki są naprawdę bardzo uniwersalne, trudno wyobrazić sobie temat, gdzie nie można byłoby ich wykorzystać. Choć było to bardzo krótkie nawiązanie. Po tym podsumowałam już całą moją wypowiedź i przeszłyśmy do części z pytaniami.
Na więcej przykładów nie starczyłoby już czasu, a moim zdaniem lepiej omówić porządnie dwa, czy trzy, niż iść na ilość. :P