Relacja - Top of the Top Sopot Festival - #ILove
Sopocki festiwal, z ponad pięćdziesięcioletnią tradycją, w
ostatnim czasie przechodził małe perturbacje. Wraca jednak z rozmachem i
przytupem. Dziesiątki artystów, trzy dni zabawy, dwa muzyczne widowiska
podzielone tematycznie i kabareton.
Top of the
Top Festival Sopot 2017, rozpoczęliśmy koncertem pod hasłem #ILove. 18
sierpnia Operę Leśną wypełniły piosenki o miłości. Interpretowanej dość szeroko, ilustrowanej
muzyką bardzo różnorodnie. Choć oczywiście nie zabrakło wielkich przebojów
znanych z radia, nastrojowych ballad, to pojawiły się także rockowe akcenty.
Dwadzieścia jeden wykonawców, a wśród nich największe nazwiska polskiej sceny, autorzy najnowszych hitów, twórcy przebojów sprzed lat i blisko czterdzieści utworów. A wszystko to w Operze Leśnej w Sopocie, która współtworzyła niezwykłą atmosferę, wrażenie odcięcia się od zgiełku miasta. Amfiteatr wypełnił się po brzegi, a żywiołowe reakcje publiczności, były niczym barometr, gdy na scenie pojawiali się kolejni artyści. Można byłoby obawiać się, że zabraknie skali, gdy zapowiedziano występ Agnieszki Chylińskiej, Edyty Górniak, czy Michała Szpaka. Muszę przyznać, że te trzy występy najbardziej utkwiły mi w pamięci.
Spacerując wśród publiczności zgromadzonej w Operze Leśnej, jeszcze przed rozpoczęciem koncertu,
natknęłam się na wielu wiernych fanów Michała Szpaka. Aplauz widowni, kiedy
pojawił się na scenie, przeszedł jednak moje oczekiwania. Piosenka znana z zeszłorocznej Eurowizji – Color of your life - zaczarowała sopocką
publiczność, jej refren a capella śpiewał
cały amfiteatr. Podczas drugiego utworu - Byle być sobą Michał zszedł
ze sceny i przechadzał się między sektorami, śpiewając wraz z fanami. Największe wrażenie zrobiło na mnie
jednak jego spojrzenie, w którym było
widać determinację, ale także całe mnóstwo emocji, które przekazał publice.
Wkrótce w Operze Leśnej rozbrzmiały dźwięki o zupełnie innym
charakterze. Agnieszka Chylińska rozniosła sopocką scenę. Choć nie spodziewałam
się niczego innego, Królowa łez i Winna po raz kolejny porwały moje muzyczne
serducho, a jeden z refrenów, którego artystka nie zaśpiewała, tylko dodał występowi charakteru. Takie zaangażowanie,
tyle emocji włożonych w każdą piosenkę i odczuwalny kontakt z publiką.
Chciałoby się tylko więcej i więcej.
Piekielnie trudne zadanie postawiono przed zespołem Pectus,
który występował pomiędzy Paniami - po Edycie Górniak i przed Agnieszką
Chylińską. Muszę przyznać, że nie jestem
fanką formacji, ale ku mojemu zdziwieniu, świetnie się sprawdzili. Cały
amfiteatr podrygiwał w rytm Barcelony. Uczcili także pamięć ofiar tragedii,
która wydarzyła się dzień wcześniej w stolicy Katalonii, prosząc o uniesienie
telefonów – symboliczne światełko. Podczas utworu To, co chciałbym Ci dać cały amfiteatr rozjaśnił blask
zapalniczek, ekranów telefonów. Wyglądało to naprawdę pięknie. Warto
także dodać, że w czasie trwania festiwalu, z inicjatywy Prezydenta Sopotu i Burmistrz
Czerska, prowadzono zbiórkę pieniędzy na rzecz osób poszkodowanych w czasie
kataklizmu w Rytlu, gdzie nawałnica zniszczyła gospodarstwa, domy i lasy.
Kilku wykonawców na deskach Opery Leśnej prezentowało się podczas dwóch dni festiwalu. Taką sposobność miała miedzy innymi grupa De Mono, która w piątkowy wieczór zagrała Moje miasto nocą i nastrojowe Kochać inaczej. Kolejny raz swoim wokalem oczarowała mnie zaś Kasia Kowalska, śpiewając Antidotum i To co dobre. Wrażliwość, głos i emocje to także mocne strony Igora Herbuta z zespołu LemON, formacja postawiła na swoje dwa najbardziej znane utwory – Napraw i Scarlett.
Kilku wykonawców na deskach Opery Leśnej prezentowało się podczas dwóch dni festiwalu. Taką sposobność miała miedzy innymi grupa De Mono, która w piątkowy wieczór zagrała Moje miasto nocą i nastrojowe Kochać inaczej. Kolejny raz swoim wokalem oczarowała mnie zaś Kasia Kowalska, śpiewając Antidotum i To co dobre. Wrażliwość, głos i emocje to także mocne strony Igora Herbuta z zespołu LemON, formacja postawiła na swoje dwa najbardziej znane utwory – Napraw i Scarlett.
Pomiędzy kolejnymi występami pojawiały się urywki TVNowskich seriali, które stacja wyprodukowała w ostatniej dekadzie. Od Teraz albo nigdy, 39 i pół, przez Przepis na życie, Lekarzy, Prawo Agaty, aż po emitowaną do dziś Drugą Szansę. Brakowało mi tam mojej ukochanej Magdy M., ale zapewne nie pozwoliły na to względy techniczne. Przerwy między utworami wypełniały także rozmowy prowadzących (Magda Mołek i Olivier Janiak) z parami zgromadzonymi na widowni. Świetnie sprawdziła się także „kiss cam” - kamera pokazująca pary, które miały się pocałować. Publiczność najbardziej rozczuliła jednak mała dziewczynka, która pocałowała tatusia w policzek.
Równie nastrojowe okazały się występy zespołów Kancelaria (Zabiorę Cię), czy formacji Farba, która zaprezentowała Chcę tu zostać. Równie entuzjastycznie publiczność przyjęła grupę Kobranocka, która zagrała Kocham Cię jak Irlandię. Świetnie wypadł także Gabriel Fleszar z Kroplą Deszczu. Części tych utworów nie mogli jednak zobaczyć telewidzowie. Zostały bowiem przerwane reklamami. Choć festiwal musi na siebie zarobić, z perspektywy widza, trudno szukać usprawiedliwienia dla takiego zachowania, to po prostu drażni i irytuje.
Równie nastrojowe okazały się występy zespołów Kancelaria (Zabiorę Cię), czy formacji Farba, która zaprezentowała Chcę tu zostać. Równie entuzjastycznie publiczność przyjęła grupę Kobranocka, która zagrała Kocham Cię jak Irlandię. Świetnie wypadł także Gabriel Fleszar z Kroplą Deszczu. Części tych utworów nie mogli jednak zobaczyć telewidzowie. Zostały bowiem przerwane reklamami. Choć festiwal musi na siebie zarobić, z perspektywy widza, trudno szukać usprawiedliwienia dla takiego zachowania, to po prostu drażni i irytuje.
Problematyczne okazało się także nagłośnienie, które podobno
w przekazie telewizyjnym momentami nie brzmiało dobrze, zwłaszcza w pierwszej
części koncertu. Moim skromnym zdaniem
najbardziej ucierpiała na tym Margaret, która w Operze Leśnej poradziła sobie
naprawdę dobrze śpiewając Heartbeat i What you do. Jednak gdy oglądałam
telewizyjne nagranie koncertu, nie było już najlepiej.
Z całą pewnością ogromne wrażenie robiła scenografia -
ogromny ekran okalający całą scenę. Wydawałoby się, że to jedna wielka i gładka
powierzchnia, gdzie wyświetlano wizualizacje dopasowane do utworów. Dodatkowo
po bokach pojawiały się zbliżenia na występujących artystów. Co więcej, nad sceną
zamontowano ekrany, które układały się w konstrukcję przypominającą żyrandol.
Wyglądało to bardzo efektownie i podczas trwania utworów dawało ogromne pole do
popisu, jeśli chodzi o wizualizacje i grę świateł.
Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, prezentowane utwory były
bardzo różnorodne. Od zespołu Feel, który otworzył koncert swoich hitem Chodź tu do mnie i nową
propozycją Swoje szczęście znam, aż po mocniejsze brzmienia. Bardzo pozytywne wrażenie zrobił na mnie Oddział Zamknięty. Jako pierwszy tego dnia na sopockiej scenie zaprezentował „konkretniejsze”
granie w przebojach Andzia i Obudź się.
Świetnie zaprezentowała się także Natalia Szroeder. Z
pięknym głosem, świetnym kontaktem z publicznością, czarująca osobowością i
skromnością bijącą ze sceny. Bez trudu porwała publiczność z miejsc, śpiewając Lustra i Zamienię Cię.
Sporą niespodzianką była dla mnie Pani Izabela Trojanowska z
przebojem Wszystko czego dziś chcę, a także zespół Bracia. Wyczekiwałam ich
występu, a w szczególności Nad przepaścią. Zaprezentowali także Wierzę w
lepszy świat, ale muszę przyznać, że nie odczułam „chemii” między wokalistą,
a publicznością. Tej nie zabrakło z
pewnością u Kasi Stankiewicz, która wraz z Varius Manx wykonała piosenki Ameryka i Ruchome Piaski. Prawdopodobnie
przesadnie marudzę, ale osobiście wybrałabym inne utwory z repertuaru grupy, pogmerałabym
zresztą w setliście w paru innych miejscach.
Na sopockiej scenie zaprezentowali się także Kuba Molęda,
Mariusz Totoszko czy Rafał Brozowski, który zszedł ze sceny i spacerował wśród
publiczności, wspólnie śpiewając. To
jego występ zakończył pierwszy dzień festiwalu.
Koncert z założenia rysował się jako melancholijny, a prowadzący bardzo starali się podsycać romantyczny nastrój. Muszę jednak przyznać, że widowisko drugiego dnia podobał mi się o wiele bardziej. Być może wyciągnięto wnioski z pierwszego koncertu, ale z pewnością był inny z samego założenia, poświęcony został bowiem zabawie i tanecznym przebojom.
Na relację z koncertu #IDance – drugiego dnia Top of the Top Festival Sopot 2017 – zapraszam w przyszłym tygodniu!
Polecam także relacje z innych koncertów!
Polecam także relacje z innych koncertów!