Kim jest fan?

Piski, krzyki, oklaski
i wiwaty. To nieodłączne atrybuty fanów. Kim właściwie są? Jak daleko może zajść
relacja między fanem, a jego idolem? Czego
nie powinien robić? Jak w ciągu minuty z fana można stać się hejterem?
Kim właściwie jest
fan?
Fani to nieodłączny element życia każdego twórcy, czy to pisarza, piosenkarza, aktora, czy sportowca. Tworzą system naczyń połączonych, jednak w tych relacjach nie brakuje także zgrzytów. Chciałabym przyjrzeć się temu zagadnieniu i zaprosić Was do dyskusji. Jednak, aby zacząć takie rozważania, dobrze byłoby ustalić samo znaczenie słowa fan.
Fani to nieodłączny element życia każdego twórcy, czy to pisarza, piosenkarza, aktora, czy sportowca. Tworzą system naczyń połączonych, jednak w tych relacjach nie brakuje także zgrzytów. Chciałabym przyjrzeć się temu zagadnieniu i zaprosić Was do dyskusji. Jednak, aby zacząć takie rozważania, dobrze byłoby ustalić samo znaczenie słowa fan.
Tutaj zaczynają się pierwsze trudności. Trudno o dobrą i
pełną definicję. Stary słownik PWN, stojący na mojej półce, w ogóle nie zna
takiego pojęcia. Jego unowocześniona, elektroniczna wersja podaje jedynie: zapalony sympatyk kogoś lub czegoś. Zdecydowanie bardziej wylewna jest Wikipedia, która mówi:
Fan – osoba
podziwiająca człowieka, grupę ludzi, dzieło sztuki bądź ideę. Jest to
skrót od słowa fanatyk, jednak jest mniej pejoratywny, a nawet ma
pozytywny wydźwięk. Fani określonego zjawiska często organizują się, tworząc
tzw. fankluby lub organizują imprezy z tym związane.
Osobiście zdecydowanie oddzieliłabym fana od fanatyka. Ten drugi budzi negatywne konotacje i wskazuje wręcz na obsesyjne uwielbienie.
Gdybym miała stworzyć własną definicję, opisałabym fana jako osobę, która lubi, szanuje lub podziwia (niekoniecznie jednocześnie) daną postać, zespół, czy rzecz, jak na przykład książka, film, serial. Tutaj jesteśmy jeszcze więc zgodni.
Gdybym miała stworzyć własną definicję, opisałabym fana jako osobę, która lubi, szanuje lub podziwia (niekoniecznie jednocześnie) daną postać, zespół, czy rzecz, jak na przykład książka, film, serial. Tutaj jesteśmy jeszcze więc zgodni.
Nie trzeba zresztą od razu być czyimś fanem. Zwykle po prostu
lubi się kogoś lub jego twórczość. Określanie siebie fanem ujęłabym jako wyższy
stopień takiej relacji.
Niekoniecznie nazywałabym też taką osobę naszym idolem, ale dla
uproszczenia przyjmijmy taką nomenklaturę. Fan interesuje się działalnością
takiej osoby, także nią samą, jej opiniami, wypowiedziami. Niezależnie czy
jest fanem osoby, czy dzieła przez kogoś utworzonego, poszukuje nowych
informacji, często śledzi nowości.
A także, co bardzo
ważne, wspiera swojego idola. Mogą być
to na przykład pochlebne komentarze na forach czy portalach, ale także na
profilach społecznościowych samych zainteresowanych. A co jeszcze ważniejsze –
kupuje oryginalne dzieła – książki, filmy, czy płyty, zamiast ściągać je
nielegalnie z Internetu. Choć wszystko w miarę możliwości i potrzeb,
ze zdrowym rozsądkiem. Absolutnie nie chciałabym powiedzieć, że jest to
obowiązkiem.
Oczywiście fanem można być w każdym wieku, ale skupię się na młodszych i najmłodszych wielbicielach, bo to zwykle oni
poświęcają najwięcej czasu swojemu idolowi, marzą o spotkaniach i
najbardziej je przeżywają.
Wspieranie, jest moim zdaniem, bardzo ważnym elementem tej
definicji. Czy oznacza to jednak, że fani powinni ślepo przyjmować wszystko, co mówi i robi osoba, którą tak lubią i cenią? Czy fani powinni ślepo iść za gwiazdą, niezależnie od jej zachowania? Czy powinni bronić ją bez względu na okoliczności? Czy nie
wolno im się sprzeciwić i skrytykować?
To chyba najtrudniejsze elementy tej relacji. Z pewnością fajniej,
a raczej wygodniej, jest mieć silną grupę wsparcia, która niezależnie od tego co
zrobisz, zawsze Cię pochwali. I zdaje się, że część sławnych osób woli taki
model relacji z fanami. Chociaż są także osobistości, które cenią sobie szczerość, a także
krytyczne uwagi, oczywiście jeśli są merytoryczne. Jednak czy gwiazda naprawdę weźmie sobie do serca opinię, w której ktoś skrytykuje koncertową playlistę, wątek w książce, czy złą grę w filmie? Nie chodzi przecież o to, aby krytykować wszystko, wszem i wobec, tylko po to, aby nie być ślepo zapatrzonym fanem, ale raczej by zwracać uwagę na konkretne rzeczy w swoim, zamkniętym gronie. Z
pewnością jest wiele aspektów, które drażni długoletnich fanów i moim zdaniem,
to bardzo dobrze. Jeśli ktoś ślepo wierzy i przyjmuje bezkrytycznie wszelkie zachowania i słowa osoby, której jest fanem, bez względu na wszystko, jest to lekko niebezpieczne i może zamieniać się w obsesję.
Nasze rozważania dotyczyły jednak miłości bardziej
platonicznej. Co jeśli fani i ich idol się spotkają? Zwykle są to bardzo miłe chwile, przepełnione
emocjami. Zostają w pamięci fanów na długie lata.
Takie spotkania mogą być jednak również kłopotliwe, zawstydzające,
czy niezręczne. Przekroczenie cienkiej granicy prywatności jest bardzo kłopotliwe.
Na chwilę wejdźmy w skórę takiego szczęśliwca. Spotyka się z
osobą, którą znał do tej pory tylko z
telewizji, czy ekranu komputera. Często ściana w jego pokoju wyklejona jest
plakatami z jego podobizną, a na honorowym miejscu stoją płyty danego wykonawcy. Spędził tak wiele godzin, słuchając jego muzyki, oglądając wywiady. Zapewne jest
dla niego bardzo ważną osobą, być może wiele mu zawdzięcza. I nagle widzi go na
własne oczy, na wyciągnięcie ręki. Emocje biorą górę, chcę się płakać,
podziękować, przytulić osobę, którą właściwie dobrze zna.
Spójrzmy jednak na taką sytuację z drugiej strony. Do gwiazdy
podchodzi zupełnie jej nieznany, obcy człowiek i chce ją wyściskać, przytulić.
Każdy z nas ma pewną strefę komfortu i prywatności, pewną odległość, którą chce zachować dla siebie i najbliższych. Instynktownie nie che, aby
ktoś obcy ją przekroczył. Z pewnością przytulenie obcego człowieka to już
znaczące wkroczenie w naszą prywatną strefę, a buziak w policzek? Zwłaszcza bez
pytania i pozwolenia? W przypływie adrenaliny fanom do głowy przychodzą różne rzeczy. Jakiekolwiek podejście do takich sytuacji ma gwiazda, musi jakoś to przetrwać i wybrnąć z sytuacji i często się uśmiechać.
Może być to niekomfortowe, oczywiście niekulturalne, ale
także po prostu groźne i niebezpieczne. Gdy wielbiciel za wszelką cenę chce dostać się do swojego idola, dotknąć
go. Tutaj właśnie przydaje się słowo fanatyk, trudno takie osoby wiązać z czymś
pozytywnym.
Jeszcze dziwniejsze pomysły rodzą się, gdy jesteśmy tłumie. W
grupie ludzie robią rzeczy, na które nigdy nie odważyliby się w pojedynkę. Gdy
w silnych emocjach jedna osoba coś zrobi, kolejne idą za nią. Choć być może ktoś
zdaje sobie sprawę, że owe zachowanie nie jest najmądrzejsze. Psychologia tłumu
ma ogromną siłę.
Odchodząc jednak od tak skrajnych przypadków, wróćmy na nasze, polskie podwórko.
Jeżdżąc na koncerty, aby uwieczniać je na zdjęciach, miałam
sporo okazji do obserwowania fanów - tego jak się zachowują, jak reagują, co
ich drażni i denerwuje. Sporo czasu
spędziłam stojąc pod sceną i obserwując, co dzieje się po obu stronach
koncertowych barierek.
Choć koncerty to tylko przykład i jedno z wielu miejsc,
gdzie można spotkać wielu fanów, wielbicieli, to również idealne miejsce, aby ich obserwować i
dostrzec, co niekoniecznie jest mile widziane.
Pierwsze zgrzyty pojawiają się tuż po zakończeniu koncertu.
Nie wszystkie gwiazdy mają w zwyczaju wychodzić do fanów i rozdawać autografy.
Ten fakt potrafi budzić bardzo negatywne emocje, nawet wśród organizatorów.
Choć sama nigdy nie widziałam takiej sytuacji, nie trudno znaleźć w Internecie
opisy takich przypadków. Publiczność nie jest zadowolona z braku autografów, a więc i organizatorzy
nie są zadowoleni z takiego zachowania gwiazdy.
Większość jednak
wychodzi. Zazwyczaj. Jeśli jednak, ten jeden raz, coś się stało, gwiazda jest
bardzo zmęczona, chora, źle się czuje, czy spieszy się na kolejny koncert… Takie argumenty nie mają znaczenia. Fala hejtu pojawia w social mediach, nawet wyzwiska na miejscu, są niemal nieuniknione.
Gdy jednak ktoś już wyszedł i podpisuje kolejne płyty, etui na telefon, pogięte kartki, wszelkie fragmenty ciała, i wszystko co fanom udało się w pośpiechu znaleźć, tutaj znów mogą pojawić się problemy. Piosenkarz, piosenkarka nie chciała podpisać dziesięciu kartek jednej osobie, krzywo uśmiechnęła się do zdjęcia i nie zgodziła się na trzy kolejne, bo czekają inne osoby. To nie ma znaczenia. Gdy kończy się czas, gwiazda nie doszła do drugiej części barierek, a ochroniarze kończą już pracę i wokalistka również musi się oddalić. Z miejsca można usłyszeć zarzut o faworyzowanie. Wyzwiska jakie wtedy padają…
Gdy jednak ktoś już wyszedł i podpisuje kolejne płyty, etui na telefon, pogięte kartki, wszelkie fragmenty ciała, i wszystko co fanom udało się w pośpiechu znaleźć, tutaj znów mogą pojawić się problemy. Piosenkarz, piosenkarka nie chciała podpisać dziesięciu kartek jednej osobie, krzywo uśmiechnęła się do zdjęcia i nie zgodziła się na trzy kolejne, bo czekają inne osoby. To nie ma znaczenia. Gdy kończy się czas, gwiazda nie doszła do drugiej części barierek, a ochroniarze kończą już pracę i wokalistka również musi się oddalić. Z miejsca można usłyszeć zarzut o faworyzowanie. Wyzwiska jakie wtedy padają…
Co gorszego może się zdarzyć? Koncert po koncercie. W takiej
sytuacji gwiazdy zazwyczaj nie wychodzą się podpisywać lub robią to bardzo
krótko. Innym powodem do złości dla fanów może być fakt, że ich idole czasami chcą posłuchać koncertu innego artysty. Stoją więc pod sceną, czy
przy technicznych i wciąż są zaczepiani, proszeni o autograf. Odmowa i
tłumaczenie o czasie wolnym, koncercie innego artysty i szacunku do jego pracy, zwykle nic nie daje. I
osoba, która chwilę wcześniej zapewniała o niezwykle ważnej relacji, nagle rzuca stos
wulgaryzmów, a kilka godzin później na profilu gwiazdy w mediach
społecznościowych możemy przeczytać stos zarzutów.
Raczej robią to
nastolatki, ale dorośli ludzie chyba powinni mieć trochę oleju w głowie. Koncert fajny, ale dlaczego nie wyszłaś się podpisać? Moja córka jest bardzo
zawiedziona! Warto byłoby zastanowić się, czy to naprawdę są fani?
To oczywiście tylko skrajne przypadki. Ale negatywne emocje potrafią przyćmić wiele pięknych momentów. Pozwolę sobie na małe uogólnienie, ale artyści są zwykle ludźmi bardzo wrażliwymi, można więc domyślać się, że sytuacja, gdy nie mogą rozdać autografów wszystkim, chociaż sami tego by chcieli, sprawia, że nie czują się z tym komfortowo.
To oczywiście tylko skrajne przypadki. Ale negatywne emocje potrafią przyćmić wiele pięknych momentów. Pozwolę sobie na małe uogólnienie, ale artyści są zwykle ludźmi bardzo wrażliwymi, można więc domyślać się, że sytuacja, gdy nie mogą rozdać autografów wszystkim, chociaż sami tego by chcieli, sprawia, że nie czują się z tym komfortowo.
Publiczność była bardzo młoda, zgodnie deklarowali jednak,
że bardzo lubią Andżelikę i Stuarta, cenią, oglądają filmiki. Jednak niewielu
chciało posłuchać, co twórcy mają do powiedzenia, najważniejsze było wspólne
zdjęcie. I cóż z tego, że trzeba było stać w kolejce kilka godzin, podczas gdy
inni się pchali, było warto.
Było warto tyle czekać, przepychać się, czekać, przeklinać i
znów czekać, tylko po to, aby podejść do swojego ulubionego twórcy, wcisnąć mu
telefon w dłoń, poczekać parę sekund, aż zdjęcie zostanie wykonane i odejść bez
słowa.
Nie był to pierwszy raz, gdy widziałam coś takiego, ale
wciąż uderza mnie rozmowność takich fanów. Większość nie mówi absolutnie nic. Nie mówiąc już o jakiejś próbie rozmowy,
zadawaniu pytań, ale nie pada nawet dzień dobry, hej, czy dziękuję. Oczywiście nie
tyczy się to wszystkich, są również osoby, które zagadują, uśmiechają i wcale
nie chcą zdjęć, chcą po prostu w pewien sposób kogoś poznać. Na tyle, ile mogą.
Ale uderzająca większość podchodzi i odchodzi, ewentualnie odpowiadając na
pytania idola, czy jego powitanie. Zwykle jednak rozmowa jeśli już zajdzie,
dotyczy obsługi telefonu, czy autografu. Rozumiem onieśmielenie czy
nieśmiałość, ale podpisywanie trochę trwa. Widać zresztą różnicę między osobą, która się wstydzi, ale chce, a człowiekiem, któremu zależy tylko na zdjęciu, aby pochwalić się nim na Instagramie i zebrać sporo lajków. Siedzimy więc czy stoimy obok siebie, w
kompletnej ciszy. Być może to pewne wyolbrzymienie, bo podczas rozdawania autografów wcale nie jest cicho - przepychanki, wykrzykiwanie imienia idola, aby zwrócił na nas uwagę i podszedł właśnie do nas. I wtedy zalega cisza.
Skoro jesteśmy już przy zdjęciach z fanami, to robienie ich na takich
eventach, czy po koncertach jest właściwie częścią zawodu sławnej osoby. Ale
kiedy ma swój prywatny czas, przechadzając się po uliczkach jakiegoś miasta, jedząc obiad w restauracji, czy wtedy też ma obowiązek cierpliwie
pozować? Czy powinna przerwać posiłek? Czy nie może spokojnie bawić na
koncercie, wśród tłumu? Czy wtedy też trzeba bacznie obserwować, czy ktoś nie
chce robić sobie selfie? Jeśli zgodzisz się, podejdą kolejne osoby. W tej sprawie parę miesięcy temu zabrał zresztą głos Dawid Podsiadło.
Trzeba przyznać, że fani są bardzo różni. To przecież po
prostu ludzie, którzy różnią się od siebie i zachowują bardzo różnie. Jak można rozpoznać na pierwszy rzut oka jakim typem fana jest dana osoba? Trudno powiedzieć,
że wśród rozentuzjazmowanego tłumu, na koncertach są sami fani, fanatycy czy
zapaleńcy. Nie brak przecież przypadkowych odbiorców, którzy chętnie strzelą
sobie pamiątkową fotkę i wstawią na Instagram. Mogą rzucić parę przykrych słów
w kierunki gwiazdy, jeśli nie uda się zdobyć wspólnego zdjęcia czy podpisu. Prawdopodobnie jednak gwiazda odbierze go jako fana i mimowolnie będzie rzutowało to na jej ocenę pozostałych, którzy mogą mieć dobre intencje.
To oczywiście jedynie moje przypuszczenia i opinie. A łatwo znaleźć przywary innych, wymądrzać się, gdy stoi się z
boku. Sama parę razy znalazłam się na podpisówce po koncercie. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z
Ewą Farną w 2012 roku, gdy baaaardzo lubiłam jej głos, ale także jej muzykę i ją samą. Jej koncert był
absolutnym spełnieniem marzeń, co więcej udało mi się załapać na
wspólne zdjęcie i autograf. Pełny pakiet, nie mogło być lepiej. Ale jako rozentuzjazmowana 15-latka, wraz ze znajomą, zapytałyśmy czy
mogłybyśmy się przytulić. Padło magiczne tak i to był ten niezwykły moment. Moment, który do dziś wspominam z uśmiechem na twarzy. Wtedy było to dla mnie coś
niezwykłego. Teraz z pewnością nie garnęłabym się do takiego pomysłu. Ale wciąż potrafię zrozumieć
i wyobrazić emocje, które temu towarzyszą, a także jak ważne może być to dla tej osoby. Jeśli
zapis takich spotkań, zwłaszcza bardzo wylewnych i emocjonalnych, pojawi się w sieci, Internauci uwielbiają wyśmiewać się z
takich fanów, ale ja jestem daleka od takich reakcji. To piękne chwile dla
tej osoby. I chociaż zapewne za jakiś czas, nie będzie już tak zagorzałym fanem, na pewno będzie to bardzo miło wspominać.
Co Wy o tym sądzicie? Zapraszam do dyskusji! :)
Polecam także inne wpisy
dotyczące muzyki i koncertów!
dotyczące muzyki i koncertów!

W sumie często rozmyślam, stawiając siebie w miejscu artysty, jak zachowałbym się w określonych sytuacjach. Sława to kapryśna przyjaciółka! Ci ludzie zapewne bardzo często zdarzają się z czymś takim, że idą sobie zwyczajnie do sklepu, bo na przykład skończy się masło, a chcą kupić. Aż tu nagle jakieś dzieciaki piszczą i wskazują ją palcami, myśląc, że tego nie widać. Albo właśnie takie zachowanie pokoncertowe... Nie bywam na koncertach i nie znam ich realiów, ale z Twojego opisu wynika, że fani to niezwykle roszczeniowe i rozchwiane emocjonalnie istoty. Cóż, łaska pańska na pstrym koniu jeździ! W sumie to nie chciałbym być sławny :P
OdpowiedzUsuńOczywiście zdaję też sobie sprawę, że są fani "normalni". Są to ludzie, którzy mają więcej niż 13 lat, mają trochę rozumu i nie zachowują się jak dzieciaki!
Pozdrawiam!
Fani są bardzo potrzebni w życiu każdego artysty :)
OdpowiedzUsuńBardzo rzetelnie to wszystko opisałaś. W czasach mojego zafascynowania tzw, gwiazdami nie było aż takiego "fanatyzmu", moze dlatego, ze gwiazdy można było podziwiać z daleka, zbierało się fotosy, nawet koncerty bywały rzadko, zwłaszcza w małych miastach. To co teraz sie dzieje w temacie FANI podpada raczej pod fanatyzm właśnie. A gwiazdy? Z jednej strony narzekają na wielbicieli, z drugiej nie wyobrażają sobie bez nich życia...
OdpowiedzUsuńJa jestem psychofanem Depeche Mode, zdecydowanie psychofanem :)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozumiem fanów, którzy wręcz rzucają się na swoich idoli. No bo wiecie, chcą jakiejś bliższej relacji z tą osobą :D Ale powinniśmy zachowywać się po prostu jak ludzie :D Przecież ta gwiazda to też człowiek ;) Powinniśmy szanować ich przestrzeń osobistą ;) Moim zdaniem większym wyrazem uznania jest wspieranie działalności naszego idola, niźli piski i tego typu zachowania ;)
OdpowiedzUsuńByłam świadkiem jak na koncercie Bruno Mars'a dziewczyny cały czas zamiast słuchać jego piosenek krzyczały, że go kochają. Nie zrozumiem nigdy takiego zachowania :O
OdpowiedzUsuńSam często się łapię na tym, że uważam się za fana (dotyczy tylko artystów). Ale to określenie jest jakby na wyrost, bardziej adekwatnym byłoby określenie „lubię bardziej niż innych”. Nie rozumiem fanów w sensie stricte, nie rozumiem ich bezkrytycznego uwielbienia. Czy na pewno wszystko, co czynią, tworzą idole jest zawsze najwyższych lotów? Fan(atyzm) niezrozumiale pozbywa się prawa do krytycznej oceny i w tym kontekście, nawet słowo fan w moim odczuciu, ma znaczenie pejoratywne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Fajnie mieć grono swoich fanów, człowiek czuje się dowartościowany ;)
OdpowiedzUsuńFajny, długi tekst. Dużo wiadomości, wiele kolorowych zdjęć - to, co w blogach bardzo lubię. Sama nie uważam się za wielką fankę jakiegoś zespołu, choć uwielbiam Eda Sheerana, ale poza słuchaniem jego muzyki, niektórymi wywiadami mało angażuję się w fan-cluby itd.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się to zmieni ;)
Pozdrawiam!
Świetnie napisane! Ja niespecjalnie mogę się nazwać fanem i też nie za bardzo przepadam za tym słowem. :)
OdpowiedzUsuńhttp://justdaaria.blogspot.com/
Ja nie jestem niczyją fanką. Mam swoich ulubionych muzyków, cenię ich twórczość, ale żeby nazwać siebie fanką to zbyt mocno powiedziane ;)
OdpowiedzUsuńmnie ta tematyka akurat średnio ciekawi;p ja wolę określenie miłośnik niż fan ;p
OdpowiedzUsuńJa chyba nie jestem niczyim fanem, lubię twórczość wielu artystów, interesuję się tym co tworzą i na tym sprawa się kończy:)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany tekst. Ja muszę się przyznać, że jakoś nigdy nie miałam idoli, jestem takim człowiekiem bez autorytetów... Ale jest wielu ludzi, których w jakiś sposób podziwiam.
OdpowiedzUsuńFani z całą pewnością dodają skrzydeł danemu artyście, ale rzeczywiście bywają wyjątki, kiedy swoim obsesyjnym wręcz uwielbieniem bardziej szkodzą niż pomagają.
OdpowiedzUsuńJa z pewnością nie jestem fanką, a tym bardziej psychofanką. Lubie różnych artystów i ich twórczość, ale nie do tego stopnia, żeby się tak nazywać.
OdpowiedzUsuńJa byłam kiedyś wielką fanką Roguca. W 2012 r. była trasa, gdy brał wybranych fanów na scenę do odśpiewania piosenki i we Wrocławiu wybrał mnie :D Ah.. pamiętam ten dzień do tej pory, co za emocje, a na koniec jak mnie pocałował to już całkiem :D Teraz już nie jestem taką fanką, przeszło mi, ale do tej pory miło to wspominam :)
OdpowiedzUsuńJeśli pozwolisz dodam coś od siebie. Na samym początku wspomnę, że napisałaś ciekawy artykuł. Oczywiście są granice na linii gwiazda – fan, której nie powinno się przekraczać. Zgadzam się również z tym, że zarówno osoby, które podziwiamy , jak i my sami jesteśmy sobie całkiem obcymi sobie ludźmi. Wspomniałaś, że są rzeczy, których nie powinno się robić, zgadzam się ale uważam też, że to wszystko zależy od człowieka. Możesz mi wierzyć lub nie ale miałam na tyle szczęścia, by móc spotkać Daniela Radcliffe'a po jednym ze spektaklów w kwietniu w Londynie. Osobiście był i nadal jest dla mnie inspiracją, podziwiam go nie tylko jako aktora ale i człowieka, mimo że on też popełnia błędy. W końcu nikt nie jest idealny. Spotkać go było od zawsze moim wielkim marzeniem, wiem też doskonale, jak wygląda miłość platoniczna, miałam wtedy 12 lat. Wspomniałaś, że nie powinno się przytulać takiej osoby, bo są jakieś granice i ja się z tym zgadzam. Swoją drogą całusy w policzek zawsze mnie irytowały i chyba irytować będą. To jest właśnie ta granica, której nie wolno przekroczyć, a jednak są takie odważne. Grzecznie zapytałam Daniela, czy mogę się przytulić, odpowiedział z uśmiechem, że tak i rozłożył swoje ramiona. Po tym ZAPYTAŁ SAM, czy chcę zrobić z nim zdjęcie. Piszesz też, że trudno Ci pojąć jak można iść do kogoś, kogo się uwielbia i nic nie powiedzieć. To nie jest niegrzeczne, tylko całkiem ludzkie. W takiej sytuacji człowiek nie jest w stanie myśleć racjonalnie, emocje biorą górę. Nie chcę powiedzieć, że sama nic nie powiedziałam, bo coś tam wykrztusić dałam radę, ale zupełnie szczerze, zapomniałam języka w gębie. Chciałam mu tyle powiedzieć i po prostu nie byłam w stanie, a mam 26 lat. Powtórzę to jeszcze raz, wszystko zależy od człowieka. Jeden bardziej będzie się denerwował i taki moment przeżywał, drugi mniej. To samo tyczy się osób sławnych. Jeden jest bardziej otwarty, drugi nie. Zawsze miałam swoje wyobrażenie na temat Daniela, tak jak podejrzewam każdy na temat osoby, którą lubi. Nie zawiodłam się, a szczerze mówiąc bardzo mile byłam zaskoczona. To jaki grzeczny, kulturalny, cierpliwy jest w stosunku do innych ludzi, niezależnie od wieku jest niesamowite. Daniel nie daje po sobie poznać, że jest jakąkolwiek gwiazdą, jest tak niesamowicie otwartym i ciepłym młodym człowiekiem. Autentycznie słuchał każdego, tego co mają mu do powiedzenia. Naprawdę zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Życzę Ci i każdemu takiego spotkania z osobą, którą podziwia, tych niesamowitych wrażeń i emocji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola
Hej, niesamowita historia i wielkie gratulacje! Całkowicie się z Tobą zgadzam - każdy jest inny i inaczej przeżywa takie chwile. Spotkanie idola, to niesamowite emocje. Przez które niektórzy nie mogą nic powiedzieć. Ale sytuacje, które opisałam, nie należały do takich. Trudno to wytłumaczyć, ale widać, że ktoś nie jest zestresowany, czy nawet szczególnie zainteresowany. Znaczna część osób, które miałam na myśli, po prostu znalazła się niedaleko sławnej osoby i uznała, że warto mieć z nią zdjęcie.
UsuńMieć takie szczęście, aby spotkać swojego idola, wielką gwiazdę i z emocji nie móc nic powiedzieć? Wydaje mi się to naturalne, ale po takiej osobie widać rozentuzjazmowanie, czy całą masę innych emocji, ale na pewno nie obojętność.
Wracając do Twojej historii - to musiał być wspaniały moment. Cóż tu więcej dopisywać, oby więcej takich. Wszystkiego najlepszego w nowym roku!
Pozdrawiam :)