5 lat minęło - Potterowe wspominki

Miliony fanów na całym świecie odliczało dni i godziny do
tej chwili. Na ulicach miast pojawiły się wielkie banery i plakaty. W
telewizji, radiu i Internecie - na każdym kroku - mogliśmy natknąć
się na reklamy, które przypominały, by 15 lipca 2011 roku, zarezerwować sobie
czas na wyjście do kina. Cały świat czekał na premierę najnowszego „Harry’ego
Pottera”.
Aż w końcu, dokładnie pięć lat temu na ekrany kin
weszła druga część „Insygniów Śmierci” – ostatni film serii o Harrym Potterze.
Każda kolejna premiera Pottera, zarówno książek, jak i
filmów, wiązała się prawdziwym szaleństwem. Miliony fanów na całym
świecie szturmowało księgarnie i kina dokładnie o północy. Potteromania z każdą
kolejną premierą wybuchała ze zdwojoną siłą. Kiedy jednak w 2007 roku pojawiła
się ostatnia książka serii pozostało nam wyczekiwanie kolejnych
ekranizacji. Wielu fanów zaklinało rzeczywistość, sama powtarzałam
sobie „To jeszcze nie koniec, przecież są jeszcze filmy”, ale w końcu i
oczekiwanie na premiery kolejnych ekranizacji dobiegło końca. Dziesięć lat po
premierze „Kamienia Filozoficznego”, na ekrany kin weszła druga część
„Insygniów Śmierci, niejako kończąc pewien rozdział w historii kina, rozrywki,
kultury masowej. W końcu „Harry Potter” to najbardziej
dochodowa seria wszech czasów. Ale dla wielu fanów na całym świecie to
niesamowita historia, która towarzyszy im od najmłodszych lat, z którą
dorastali i poznawali świat. Tak było też w moim przypadku.

Wszystko zaczęło się, gdy tato podarował mi najnowszy film
na wideo – „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. „Komnata Tajemnic” była
pierwszym obrazem, jaki widziałam w kinie. Do dziś pamiętam specjalne
opakowanie na popcorn, które dostaliśmy. Na każdej ściance widniał wizerunek
jednego z bohaterów. W jednej z gazet dziadek odnalazł plakat z filmem, który
oczywiście dla mnie kupił i później przez wiele miesięcy wisiał na tablicy
korkowej w moim pokoju. Jakiś czas później, tato spełniając moje dziecięce
marzenie, zorganizował ładny patyk i jak wprawiony wytwórca różdżek zamienił go
w czarodziejski atrybut. Swego czasu mogłam także pochwalić się mundurkiem z
Hogwartu, przygotowanym przez babcię. Był to wełniana kamizelka i
oczywiście peleryna. To dopiero były czasy DIY! Niestety, żadnej z tych rzeczy
już nie posiadam, czego nie mogę przeboleć.
Aby nie opisywać tutaj całej historii,
która kiedyś już pojawiła się na blogu,
wspomnę tylko, że po premierze trzeciego filmu odkryłam książkowe pierwowzory,
które okazały się jeszcze ciekawsze. Gdy
ukazała się ostatnia książka cyklu, miałam 11 lat, siłą rzeczy nie pamiętam
moich odczuć towarzyszących lekturze finałowego tomu. Jak wielu innych fanów,
chciałabym móc przeczytać tę książkę jeszcze raz, po raz pierwszy, aby móc to
nadrobić.
Ale jeśli chodzi o niecierpliwe odliczanie
do kolejnych premier, przerzuciłam się na filmy. Gdy okazało się, że ostatnia
część zostanie podzielona na dwie, z jednej strony byłam nastawiona dość sceptycznie,
ale z drugiej cieszyłam się, że moja przygoda z Harrym będzie mogła trwać
dłużej. Jednak koniec tej przygody zbliżał się jednak nieuchronnie.
Wciąż pojawiały się przecieki, zdjęcia z planu, które podgrzewały atmosferę. Wkrótce potem
promocyjna maszyna ruszyła i zobaczyliśmy oficjalny zwiastun. Wciąż pamiętam
ciarki, które przechodziły mnie za każdym razem, gdy go oglądałam.
W mediach zaczęły pojawiać się wywiady z członkami obsady, zapowiedzi redakcji, cała fala artykułów. Miasta obklejone zostały plakatami przedstawiających główną trójkę bohaterów, opatrzonych podpisem „To już koniec”. Ten zabieg wciąż robi na mnie wrażenie i świetnie pokazuje, jakiej marki dorobił się „Harry Potter”. Nikt nie potrzebował tytułu, aby doskonale wiedzieć, o jaki film chodzi. Producenci bardzo sprytnie podgrzewali napięcie, co jakiś czas wyduszając kolejne krótkie fragmenty, a fani tworzyli coraz to nowsze grafiki, odliczając dni do 15 lipca. Tuż przed premierą nie było możliwym, aby nie wiedzieć, że ostatni Potter wchodzi do kin. Informacje o tym były dosłownie wszędzie: w radiu, telewizji, gazetach, Internet aż huczał.
W mediach zaczęły pojawiać się wywiady z członkami obsady, zapowiedzi redakcji, cała fala artykułów. Miasta obklejone zostały plakatami przedstawiających główną trójkę bohaterów, opatrzonych podpisem „To już koniec”. Ten zabieg wciąż robi na mnie wrażenie i świetnie pokazuje, jakiej marki dorobił się „Harry Potter”. Nikt nie potrzebował tytułu, aby doskonale wiedzieć, o jaki film chodzi. Producenci bardzo sprytnie podgrzewali napięcie, co jakiś czas wyduszając kolejne krótkie fragmenty, a fani tworzyli coraz to nowsze grafiki, odliczając dni do 15 lipca. Tuż przed premierą nie było możliwym, aby nie wiedzieć, że ostatni Potter wchodzi do kin. Informacje o tym były dosłownie wszędzie: w radiu, telewizji, gazetach, Internet aż huczał.
Wcześniej jednak w Londynie
odbyła się oficjalna, światowa premiera ze wszystkimi twórcami i gwiazdami,
które wystąpiły w filmie. Nigdy nie marzyłam nawet, aby tam się znaleźć, bo
było to tak nierealne, ale w pewien sposób udało mi się obserwować, to co tam
się działo, dzięki transmisji na żywo. Najbardziej zapadło mi w pamięci przemówienie
Daniela, Emmy, Ruperta i Jo. Słuchając Emmy, sama ryczałam jak bóbr. Ci aktorzy
zaczynali mając mniej więcej 11 lat, kończyli tę przygodę będąc dorosłymi ludźmi,
na planie spędzili pół swojego życia. Dla fanów to pożegnanie również było trudne.
Moja przygoda z Harrym zaczęła się, gdy miałam 6 lat, później zawsze już
czekałam na kolejne części, teraz to wszystko już się skończyło. Nie mamy na co
wyczekiwać.
Tydzień przed premierą ostatniej części zrobiłam sobie potterowy maraton. Każdego dnia oglądałam jedną część i pod koniec każdej z nich ryczałam jak bóbr. Nie jestem w stanie racjonalnie tego wytłumaczyć, ale jeszcze bardziej obawiałam się tego, co wydarzy się w kinie. Trzeba przyznać, że pod koniec filmu na sali słychać było szelest chusteczek i pociągnięcia nosem z różnych stron sali. Ale jako, że „twardym trzeba być, a nie miętkim” mogę pochwalić się, że udało mi się powstrzymać, nie uroniłam nawet łzy (będąc w kinie). Po zakończonym seansie czekała mnie jeszcze bardzo długa droga na parking, to był zdecydowanie najdłużej trwający, kilkunastometrowy spacer, w moim życiu. Wydawało się, że każdy krok oddala mnie od upragnionego celu. W końcu jednak dotarłam do samochodu i tam zamieniłam się w rozregulowaną fontannę.
Nie wybrałam się na premierę o
północy, przed seansem natknęłam się więc na pierwsze opinie i zdawkowy komentarz, który
wyrażał niezadowolenie względem gestu z różdżką na końcu filmu. Jest to
troszeczkę irytujące, ale zdecydowanie bardziej zawiodła mnie cała bitwa. Moja
wyobraźnia postawiła twórcom poprzeczkę bardzo wysoko, spodziewałam się
ogromnej walki przeróżnych, magicznych stworzeń, tego było trochę za
mało. Są to jednak już ugruntowane przemyślenia, na pewno takich wniosków nie
wyciągnęłam zaraz po seansie. Wtedy mogłam co najwyżej powiedzieć, że film
powinien zakończyć się, gdy trójka bohaterów stoi na moście. Epilog „19 lat
później” był tam zbędny, ale takie zdanie miałam już po przeczytaniu książki i
tutaj filmowcy nie zawinili. Z drugiej strony bardzo podobały mi się
wspomnienia Snape’a. Moim zdaniem to jeden z najlepszych momentów całej serii. Dodano
tutaj kilka scen, których nie było w książce, ale w przeciwieństwie do
podobnego zabiegu w „Księciu Półkrwi” i nieszczęsnego wiązania buta Harry’emu, tutaj wyszło to na dobre.
Kilka dni temu uświadomiłam
sobie, że w tym roku mija 5 lat od premiery tego filmu. Od premiery ostatniej
części „Harry’ego Pottera”. Trudno mi
uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Wydaje mi się, że wydarzyło się to dopiero
co. Najwyraźniej jednak się starzeję, pozostając niebezpiecznie
rozchwianą emocjonalnie osobą. Gdy film ukazał się na DVD, oczywiście musiałam
też sprawdzić wszystkie dodatki, jeden z nich sprawił, że łzy znów napłynęły mi
do oczu. Materiał, w którym kolejne osoby żegnają się z produkcją, kończąc
ostatnie sceny, aż nadchodzi ostatni dzień zdjęciowy...
Wiele osób nie rozumie jak można tak zachwycać się jakąś książką,
jak można czytać ją tyle razy? Niby dlaczego ona jest taka ważna i fajna? Co jest w niej takiego wyjątkowego? Myślałam,
że już Ci przeszło... Jesteś już za stara na takie bzdury! Może i tak, ale
ta seria książek nauczyła mnie bardzo wielu cennych rzeczy, była też świetną
rozrywką i wiele jej zawdzięczam, bo bez niej nie odważyłabym się na pewne
kroki, które później zaprocentowały zupełnie niespodziewanie. Na pewno kiedyś z
owych książek wyrosnę, ale zawsze będę miło je wspominać. To dla mnie ważna historia, która miała
realny wpływ na moje życie. Być może dlatego, wciąż, za każdym razem, gdy oglądam
te filmiki, zamieniam się w małą fontannę. Wydaje mi się, że inne osoby, które
tak jak ja dorastały razem z tą serią, które również spędziły z nią dużo czasu,
mogą myśleć podobnie. Takie osoby z pewnością potrafią to zrozumieć.
Kiedy na DVD ukazała się druga część „Insygniów”, a potem jeszcze kilka dodatkowych gadżetów, to naprawdę był koniec. To naprawdę miał być koniec. J.K. Rowling wiele razy zarzekała się, że „Harry Potter” to zamknięta historia. Od zawsze miała mieć siedem części i tak miało pozostać. Coś jednak sprawiło, że Jo zmieniła zdanie i obecnie czeka nas prawdziwa fala nowości związana z Harrym. Już jesienią premiera nowego filmu związanego z magicznym światem znanym nam z sagi, ale akcja będzie miała miejsce wiele lat przed narodzinami Harry’ego. Wcześniej jednak premiera książki – scenariusza sztuki teatralnej, będącej bezpośrednią kontynuacją – Harry Potter 8. Akcja zaczyna się bowiem dokładnie tam, gdzie zostawiamy naszych bohaterów na ostatnich kartach „Insygniów Śmierci”. Być może powstanie również film? Mnożą się także kolejne wydania książek, nawet w Polsce jest ich teraz parę. Do tego przez kilka lat, co roku czeka nas premiera kolejnego ilustrowanego wydania. Maszynka się kręci, kolejne miliony trafiają do właścicieli praw, a zadowoleni fani kupią wszystko, co sygnowane będzie marką „Harry Potter”. Ja niestety do projektu „Harry Potter 8” jestem nastawiona dość sceptycznie. Fani sagi w tej sprawie są zresztą podzieleni niemalże na pół. Dość ciekawym jest jak wygląda ten podział i z czego wynika, ale to temat na zupełnie inny wpis.
Najlepszym dowodem na wyjątkowość
tej serii jest fakt, że nawet teraz, pięć lat po premierze ostatniego filmu, dziewięć
lat po premierze ostatniej książki, wśród fanów wciąż toczą się żywe dyskusje i
rozważania na temat fabuły, przedstawionych przez autorkę problemów, czy
wartości. Wciąż możemy odkrywać tę serię na nowo. Rośnie także nowe pokolenie,
które nie może pamiętać potterowej gorączki, ale pochyla się nad tą sagą, co
pokazuje, że ta historia naprawdę jest uniwersalna.
Jak Wy wspominacie premierę
ostatniego filmu? Byliście w kinie? Towarzyszyło Wam wzruszenie?
Polecam także inne wpisy
dotyczące serii "Harry Potter"!
dotyczące serii "Harry Potter"!
