Zlot fanów Ewy Farnej - Koncert - Złotoryja 05.08.2016

Kiedy poznajemy danego artystę i powoli stajemy się jego fanami, ten okres jego twórczości na zawsze pozostaje dla nas szczególnie ważny. Pojawiają się piosenki, które lubimy najbardziej. Często są to starsze, niesinglowe utwory. Później darzymy je ogromnym sentymentem, ale zwykle nie można już usłyszeć ich na żywo.

Po paru latach oczekiwań 99% moich muzycznych marzeń związanych z Ewą Farną spełniło się 5 sierpnia w Złotoryi, gdzie zagrała wyjątkowy koncert.

Starsze utwory, o które prosili fani, niezwykła atmosfera, energia, szczerość i swoboda płynąca ze sceny sprawiły, że był to absolutnie jeden z najlepszych koncertów w moim skromnym dorobku. Trudno wyobrazić sobie, że zagranie jakiegoś utworu może dla kogoś znaczyć tak wiele, a jednak. Tego wieczoru widziałam wiele uśmiechniętych twarzy, ale także łzy wzruszenia płynące po policzkach fanów.

Koncert odbył się na zakończenie pierwszego dnia V Międzynarodowego zlotu fanów Ewy Farnej, ale cała impreza rozpoczęła się wiele godzin wcześniej. Zdawało się, że pogoda może pokrzyżować nasze plany, zapowiadano ulewny deszcz, a także burze. Dlatego pierwszą część przygotowanych dla nas atrakcji przeniesiono na salę gimnastyczną, gdzie przez wiele godzin Ewa rozdawała autografy, a także robiła sobie wspólne zdjęcia z fanami.

Na miejsce przybyłam jednak zdecydowanie później, a kiedy przemierzałam uliczki Złotoryi coraz głośniej słyszałam głosy fanów dobiegające z różnych zakątków, którzy śpiewali piosenki Ewki. Kiedy jednak zbliżyłam się do budynku, w którym odbywał się zlot, dobiegł do mnie głos Ewy, która śpiewała „Bez łez”, co wprawiło mnie w lekkie przerażenie. Okazało się jednak, że właśnie zaczęło się spotkanie z artystką. Na zlot Ewa przywiozła nie tylko niesamowicie pozytywną energię, niezwykły uśmiech, ale także nową fryzurę. To dość zabawne, że tak można ekscytować się czyimś uczesaniem, ale patrząc na Ewę z grzywką i krótko ściętymi włosami, znów widziałam nastolatkę, która w Polsce zaczyna odnosić pierwsze naprawdę duże sukcesy. Sama fryzura, ale także uśmiech, pogoda ducha, bezpośredniość, naturalność i nastawienie, sprawiło że miałam wrażenie, że spotkałam Ewę sprzed lat.

Ewa Farna - Koncert -  relacja, reportaż, fotorealacja, zdjęcia Aleksandra StrzeleckaEwa Farna - Koncert -  relacja, reportaż, fotorealacja, zdjęcia

Podczas spotkania  z fanami Ewa bawiła się w kalambury, zakazane słowa, ale nie mogło zabraknąć także karaoke. Najbardziej ucieszył mnie duet z Kasią, z którą zaśpiewała „Maskę”. Jednak jeszcze większym zaskoczeniem było to, co działo się później. Na koniec spotkania Ewa wraz z fanami, a raczej fani wraz z Ewą, zaśpiewali najnowszy singiel „Na ostrzu”. Do tego czasu wszyscy siedzieli w półkolu, a z przodu stała wokalistka.W tym momencie wszyscy wstali, zaczęli skakać, a artystka była tak blisko fanów, że sama byłam przerażona tym, że zaraz zostanie zgnieciona.Oczywiście nic takiego się nie zdarzyło. Jednak największą niespodzianką tego spotkania był utwór, którym Ewa zaczęła swoją polską przygodę z muzyką, a który zaprezentowała w „Szansie na sukces” dziesięć lat temu – „Za młodzi, za starzy”. Zaśpiewała go wraz z fanami, było to coś naprawę magicznego. Spotkanie musiało jednak dobiec końca, ale był to dopiero początek muzycznych niespodzianek. Fani powoli przenosili się na zewnątrz, gdzie stała scena, a ja poświęciłam chwilę, aby przyglądnąć się kreacjom Ewy, które przywiozła, aby fani mogli je oglądnąć. Pojawiła się między innymi sukienka, w której wystąpiła w „Tańcu z gwiazdami”, ale także podczas koncertu w Głogowie, na którym miałam przyjemność być. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Świetnym pomysłem było także wystawienie nagród, które Ewa zdobyła, właśnie dzięki fanom, którzy mogli teraz ich dotknąć, obejrzeć, czy zrobić wspólne zdjęcie ze statuetką MTV.


Pierwszy piątkowy wieczór sierpnia uraczył nas naprawdę niską temperaturą, sprawdzałam, czy wydychane przeze powietrze od razu zamarza, jednak jeszcze bardziej przerażał mnie widok dziewczyn, które chodziły w krótkich spodenkach. Naprawdę podziwiam! Muszę przyznać, że moje oczekiwania względem zlotu były dość duże, zwłaszcza biorąc pod uwagę zapowiedzi, miały bowiem pojawić się stare utwory, ale starałam się nie nastawiać się na cokolwiek. Choć w mojej głowie przewijały się pewne pomysły, jakie piosenki mogłyby się pojawić, a jakie najbardziej chciałabym usłyszeć, ale nie spodziewałam się, że chociaż ułamek moich życzeń dostanie spełniony.

Dlatego, kiedy muzycy zaczęli grać i w pierwszych zagranych dźwiękach rozpoznałam „Na ostrzu” naprawdę się ucieszyłam, a raczej odetchnęłam z ulgą – naprawdę będzie inaczej! Pierwszy raz miałam też styczność z taką ilością fanów, mnóstwo osób skakało, śpiewało, wiele osób machało także balonami, z różnymi odmianami słowa „dziękuję”. Zbudowało to naprawdę świetny nastrój. Tym singlem zwykle Ewa żegna się z publicznością, tak było też tym razem. Ewa podziękowała za wspólnie spędzony czas, a spod sceny dobiegały głośne okrzyki: „Dzię-ku-je-my!”. Chyba jednak nikt nie dał nabrać się na ten żart, a po chwili dobiegły nas dźwięki perkusji i okazało się, że pałeczkami operuje właśnie Ewa! Po chwili solowych popisów dołączały do niej kolejne instrumenty. Aż w końcu zagrano drugi utwór – „Z napisami”.  Tę kompozycję miałam okazję słyszeć już parę razy, a jako że nie należy do moich absolutnych ulubieńców, zwłaszcza gdy jest tak zimno, wtedy właśnie pojawił się idealny moment na wykonanie kilku zdjęć, które mogę Wam teraz pokazać.

Ewa Farna - V Międzynarodowy zlot fanów Ewy Farnej  5-6 sierpnia 2016 Złotoryja
Ewa Farna - Koncert - Złotoryja 5.08.2016
Ewa Farna - koncert
Ewa Farna

Przyszedł jednak czas na to, co tygryski lubią najbardziej. Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki „Wyrwij się”, absolutnie oszalałam z radości, od lat chciałam usłyszeć ten kawałek na żywo. Mimo że Ewa grała go dość często, nigdy nie udało mi się trafić na taki koncert, podczas którego by się pojawił. Odrobinę głupio było mi śpiewać, a raczej powiedzmy sobie szczerze, wydzierać się, gdy obok mnie stali dorośli panowie z dziećmi, czy osoby, które nagrywały filmy i na moje ekscesy patrzyły raczej chłodnym wzrokiem, dlatego przeniosłam się na lewą stronę barierek, gdzie fani naprawdę szaleli. Sama co prawda nie skakałam i stałam nieco dalej, aby nie przypłacić tego zbyt dużymi stratami, ale stojąc tam i wrzeszcząc wniebogłosy, klaszcząc i dziwacznie pląsając do rytmu, czułam się absolutnie fantastycznie. 

Wkrótce przeszliśmy jednak do bardziej akustycznych dźwięków, za sprawą „Tam gdzie nie ma już dróg”, które w międzyczasie przeobraziło się w czeski odpowiednik – „Zapadlej kram”. W mgnieniu oka Ewka przestawiła się na inny język, co zrobiło na mnie duże wrażenie. Kiedyś próbowałam bowiem śpiewać utwory, które miały polską i angielską wersję językową i wciąż owe teksy niemiłosiernie mi się mieszały, wręcz nachodziły na siebie. Podobnie było z twórczością Ewy. Muszę przyznać, że dzięki mojej przygodzie z jej muzyką poznałam odrobinkę czeskich słów, a przede wszystkim teksty jej piosenek, które bardzo przyjemnie się śpiewa. Nie powinnam chyba jednak się chwalić, że przeważnie nie mam pojęcia, co właściwie wypowiadam. Inaczej jest jednak z kolejną czeską pozycją w playliście - „Boky jako skříň”, które w Czechach zrobiło prawdziwą furorę. A w wersji koncertowej, gdy panowie z zespołu robią Ewie chórki, jest naprawdę czarująca.

Ten czeski blok zakończył się chyba największą niespodzianką zlotu – „Půlměsíc”, o które fani prosili, pisali petycje, aż w końcu się udało. Ewa nie zdradziła jednak tej niespodzianki zbyt szybko, zapowiedziała jedynie, że czeski blok zakończy utworem, który nie powstał w języku polskim, co już spotkało się z głośnymi owacjami, a po chwili zaczęła serwować nam różne wokalizy, które były podobne absolutnie do niczego, a w tłumie dało się słyszeć fanów, którzy typowali, cóż takiego Ewa właściwie śpiewa. Sama żartowała ze swojego budowania napięcia, rzucając: „Gotowi? Wypełniacz…” i uroczo się śmiejąc. Aż w końcu zespół zaczął grać melodię, na którą tak wiele osób czekało. A fani tego utworu musieli czekać naprawdę długo, bo ostatni raz na żywo zagrany został bodajże siedem lat temu.


Kolejny utwór, który Ewa przygotowała dla nas tego wieczoru, to jeden z moich absolutnych ulubieńców, a szczególnie jego koncertowa wersja z Cieszyna, gdzie swoim wokalem całkowicie wbiła mnie w fotel i robi to za każdym razem, gdy słucham tego wykonania. Stąd pewnie wzięła się moja platoniczna miłość do tej piosenki, a gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki przeszły mnie ciarki. Ciarki, ciarki, ciareczki – „L.A.L.K.A.”. A następnie powróciliśmy do „Śmiej się”, które w tym roku wypadło z playlisty trasy koncertowej, a podczas jesiennej, akustycznej  trasy koncertowej robiło świetne wrażenie za sprawą zabawy Ewy z zespołem, podczas której wokalistka schylała się, a zespół zaczynał grać ciszej i delikatniej. To widowisko powtórzyła także tego wieczoru, za pomogą gestów dyrygowała także poszczególnymi członkami zespołu, którzy na jej znak mieli grać. Trwało to dłuższą chwilę i dało mnóstwo radości zarówno samej Ewie, zespołowi, jak i publiczności. Nie zabrakło także wspólnego śpiewania, a Ewka poprzeczkę postawiła zdecydowanie wyżej niż zwykle, przyznając, że testuje naszą muzykalność. Śpiewała naprawdę długie frazy, które potem fani powtarzali z zaskakującą łatwością. Ewa dawno już przestała śpiewać, a fani wciąż powtarzali wyśpiewaną przez nią frazę. Brzmiało to naprawdę świetnie!

Gdy piosenka się kończyła, zżerała mnie ciekawość: Co teraz? Co będzie następne? Czy może być jeszcze lepiej? Każda kolejna pozycja w setliście była dla mnie niespodzianką i niewiadomą. Ekscytacja, która temu towarzyszyła, nie pojawiła się u mnie już od wieków. Zdecydowanie jednak mogło być jeszcze lepiej i było, a to za sprawą „Tam gdzie Ty” z samego początku kariery Ewy. Trudno jest mi napisać tutaj cokolwiek sensownego, dlatego pozwolę sobie przejść do kolejnego utworu – „Uwierzyć”, do zaśpiewania którego Ewa zaprosiła Zielinę. Nie chciałabym jeszcze bardziej się rozpisywać, ale pamiętam pewne nagranie z koncertu sprzed kilku lat, gdy Karolina Zielińska śpiewała ten utwór stojąc na scenie wraz Ewą. Teraz mogłam usłyszeć to na żywo i chociaż jest ona dla mnie zupełnie obca osobą, z przyjemnością myślałam o tym jaką radość jej sprawiła. Właściwie mogłam tylko próbować wyobrazić sobie jaką niespodziankę zrobiła jej Ewa, gdy zapytała: „Możesz podnieś rękę, Zielina? Zostajesz tam, ale masz mikrofon, dobrze?” Wyszedł z tego naprawdę fajny duet, a po wszystkim Ewka przyznała, że było to niezwykle spontaniczne, co zdecydowanie dało się odczuć, ale dodało mnóstwo pozytywnych wrażeń.


Podczas spotkania na sali gimnastycznej Ewa nie chciała zdradzić żadnych szczegółów wieczornego koncertu, wspominała tylko o przygotowaniach do tego koncertu, nauki teksów, a także próbie dźwięku już na miejscu, gdzie nie chcieli zagrać żadnej „starej nowości”, aby fani, którzy wiele godzin wcześniej opanowali Złotoryję, coś usłyszeli. Przyznała jednak, że następnej piosenki nie próbowali ani razu, co trochę zdawało się trochę niepokoić, a odrobinę rozbawiać Ewę. Trzeba przyznać, że udało jej się zaskoczyć, było to „Monster High”, które nagrała do reklamy lalek i tak się złożyło, że klip do tego utworu ma najwięcej odtworzeń ze wszystkich klipów Ewy. Wyjaśniła, że z tego powodu, chociaż raz chciała zagrać ten numer na żywo. 




Przez cały czas była niezwykle pogodna, radosna, swobodna i widać było, że świetnie się czuje i bawi, mimo że z pewnością był to dla niej naprawdę wymagający i męczący dzień. Na scenie zaprezentowała się w jeansach i bluzie ze swojego sklepiku z napisem „To mój znak”. Było tak niezobowiązująco, tak bezpośrednio i bez najmniejszego nawet napięcia, mimo że cały czas Ewie towarzyszyła kamera. Nagrywano bowiem materiał do dokumentu, który ma pojawić się z okazji 10-lecia pracy artystycznej na czeskim rynku. Do tego koncertu Ewa wraz z zespołem musieli się przygotować, nauczyć niegranych wcześniej melodii, Ewka musiała przypomnieć sobie teksty. Widać było widać, że nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik i to właśnie było piękne. Taka naturalność, szczerość, prawda, której nie trzeba ukrywać przed publicznością. Gdy przed niektórymi utworami na nieco dłużej gasło światło, a Ewa biegała po scenie, wraz z muzykami dogadując ostatnie szczegóły na temat utworu, który właśnie mieli zacząć grać. Wielką radością było dla mnie patrzenie na jej szczery uśmiech i to, jak fenomenalnie czuje się na scenie, dając radość nam, fanom, czekającym na każdy następny dźwięk. Doskonale zdawała sobie sprawę, że kolejna piosenka ucieszy zgromadzonych pod barierkami ludzi, że sprawi im tym radość i sama świetnie się tym bawiła.

Koncert - Ewa Farna 2016 - reportaż, relacja, zdjęcia, fotografia koncertowa Aleksandra Strzelecka
Zlot fanów Ewy Farnej  w Złotoryi 2016 - Koncert
Ewa Farna - Zlot Fanów, koncert, fani, farnoholicy, farnousci 5.08.2016 Złotoryja

Gdy myślałam o tym, co chciałabym usłyszeć, pewien kawałek przeszedł mi przez myśl, ale zdawałam sobie sprawę, że teraz już zdecydowanie popłynęłam… A jednak, miód na moje serce, „Ekranowa Lalka” w prezencie! Kiedyś uwielbiałam ten utwór, a niestety nie miałam przyjemności usłyszeć go na żywo i nie sądziłam, że to  będzie mogło się wydarzyć. Gdy Ewka rzuciła „Raz, dwa, trzy, cztery” i rozbrzmiały te charakterystyczne dźwięki, gdzieś w środku oszalałam z radości. 

Po tym numerze Ewa zapowiedziała ostatnią piosenkę – „Kto vic da?”. Mam do niej wielki sentyment, tym utworem zaczynała bowiem kiedyś koncerty, także ten, który był moim pierwszym. Do dziś pamiętam to uczucie, które chyba już nigdy się nie podwórzy, gdy pierwszy raz usłyszałam głos Ewy na żywo, a wtedy było to moim ogromnym marzeniem. Tym razem jednak czeski odpowiednik „Kto więcej da” zakończył koncert, a właściwie jego część.

Po chwili Ewa wróciła na scenę i wyjaśniła, że był to ostatni numer, który razem z zespołem przygotowali na ten koncert, ale zaproponowała nam, abyśmy powiedzieli, co chcemy usłyszeć, a oni postarają się to dla nas zagrać. Na pierwszy ogień poszło „Sam na sam” - to kolejny punkt programu, którym byłam zachwycona. Choć fani poprosili o „Sama sobě”, w ramach negocjacji z zespołem, który niestety nie znał tej piosenki, dostaliśmy ten utwór z debiutanckiej płyty. Ale po chwili jednak udało się coś zaradzić. Niezawodny Honza, który jako jedyny pamiętał tę kompozycję,  zaczął grać, a podczas zwrotki zaczęli dołączać do niego pozostali członkowie zespołu i ich instrumenty. Kilka minut później zaczął grać „Tu”, a Ewka zaangażowała się w „bitwę o klawisze”. Wciąż mu przeszkadzała i modyfikowała dźwięki, przez co powstały bardzo dziwnie brzmiące kombinacje. Zagrano jeszcze „Bez łez”, które zakończyło się wstawką z „Man down”. Gdy piosenkarka pozdrawiała Riri, fani ubrali żółte, kuchenne rękawce, jak w teledysku do tego utworu. Zlot odbywał się bowiem tego samego dnia, co koncert Rihanny w Warszawie, a wielu fanów, planowało wybrać się właśnie tam, ale ze względu na zlot zrezygnowało.

Zlot fanów Ewy Farnej - Koncert - 5 sierpnia 2016 Złotoryja

W tym momencie padło jednak bardzo niewygodne pytanie – Która godzina? Ewka nie mogła usłyszeć tego, co krzyczą do niej fani, a nikt szczególnie nie chciał zdradzić jej faktycznego stanu rzeczy. W końcu z pomocą przyszedł Martin, który pokazał jej zegarek na telefonie. Było to naprawdę urocze. Następnym punktem było „Leporelo”, zażyczyliśmy sobie także „Rutynę” podczas której Ewa przemyciła kolejne nawiązanie do koncertu Rihanny, a na koniec wdrapała się na stelaż sceny. Ostatnią zagraną tego wieczoru piosenką był „Znak”. Potem przyszedł czas na podziękowania i prezenty. Fani podarowali Ewie między innymi fartuch kuchenny i rękawice z „Gry o Tron”, od teraz ma przyrządzać naprawdę krwiste potrawy. Tym akcentem zakończyła się w pełni oficjalna część pierwszego dnia zlotu.

Koncert - Ewa Farna - Zlot fanów  Złotoryja 2016 -  Koncert, podziękowania, prezenty

Zwykle idąc na koncert, albo wybieram się tam robić zdjęcia, albo dobrze się bawić i wtedy nawet nie biorę ze sobą aparatu. Tym razem chciałam to połączyć. Pojechałam posłuchać, trochę się pobawić, choć oczywiście nie potrafiłabym odmówić sobie uwiecznienia tego wydarzenia na paru zdjęciach, a przy okazji przetestowania kilku rozwiązań.

Ten wieczór, to coś absolutnie niebywałego. To był chyba pierwszy koncert bez „Cicho” i „Ewakuacji”, od momentu  wydania tych utworów. To dość zaskakujące, ale nawet w najmniejszym stopniu tych hitów mi nie brakowało, mimo że to dzięki nim poznałam Ewę. Moja przygoda z jej muzyką nabrała tempa mniej więcej w 2010 roku, od tego czasu marzyłam, aby usłyszeć ją na żywo, a lista piosenek, które chciałabym wtedy wysłuchać, wciąż się rozrastała. Udało się dwa lata później, ale niestety musiałam obejść się smakiem bez kilku moich ulubieńców. O starszych utworach nawet nie myślałam, to miało się już nie powtórzyć. A jednak, Ewa zrobiła nam tak niezwykły prezent. Wsłuchała się w głosy swoich fanów.  I chociaż się zmieniła, dorosła, tak samo jak jej muzyka, to taki krótki powrót był dla mnie niezwykłą wycieczką, niezapomnianą przygodą. Po wielu zapowiedziach spodziewałam się jakichś niespodzianek, ale nie śniłam nawet o tym, aby liczyć na coś tak fenomenalnego. 99% moich marzeń, jako 15-letniej fanki zostało spełnione, dopełniając to jeszcze tym, co wydarzyło się jeszcze na sali przed koncertem… Wracałam do domu absolutnie przeszczęśliwa, a jeszcze kilka dni chodziłam napompowana niezwykłe pozytywną energią,

Gdyby ktoś z Was chciał obejrzeć koncert, prawie cały został nagrany przez jednego z fanów. Możecie obejrzeć go tutaj.